13 maja 2015

寿き退社 - Kotobuki taisha. Ceremonia ślubna w shintoistycznym chramie. Część 1.

/
1 Komentarzy
To jest post z serii "Kotobuki taisha".  Po więcej informacji zajrzyj do pierwszego posta.

W moim poprzednim poście z tej serii opisałam jakie były przygotowania panny młodej i jak ubierali mnie w ślubne kimono. W tym poście będzie o samej ceremonii.



Jak wspominałam, ubranie kimona, założenie peruki i nałożenie makijażu trwało kilka godzin. Ceremonia zaczynała się o 10:30, a my od 9 rano mieliśmy sesje zdjęciową w ogrodzie. Gdy wróciliśmy, część rodziny już była na miejscu. W ceremonii mógł wziąć udział każdy z zaproszonych gości, jednak była na niej głównie rodzina.

O godzinie 10 zaczynało się spotkanie z kapłanem, który miał nam wyjaśnić jak będzie przebiegała cała ceremonia. Było także przedstawienie rodzin, albowiem z racji położenia geograficznego nie mogło się ono odbyć wcześniej. Następnie Luby dostał od kapłana słowa przysięgi małżeńskiej, które po przeczytaniu kilkaktornym wetknął za pazuchę kimona. Na końcu przysięgi byłu napisane nasze imiona i mieliśmy je po przeczytaniu przez Lubego całej zawartości, kolejno głośno wymówić. Następnie kapłan wyjaśnił nam w jaki sposób będziemy składali ofiarę-gałązki bóstwu. Po krótkiej próbie nadszedł czas rozpoczęcia uroczystości.



Na korytarzu kapłanki miko (z odświętnymi ozdobami na głowach) ustawiły nas w dwuszeregu. Na początku stało dwóch kapłanów grających na tradycyjnych japońskich fletach - hichiriki i ryūteki

Poniżej możecie posłuchać jak te instrumenty brzmią: hichirki  to ten po prawej, a ryūteki to ten po lewej.


Następnie w szeregu ustawiły się dwie kapłanki miko, dalej ja i Luby (ja po lewej i Luby po prawej) a za nami nasze rodziny - tata, mama, brat, żona brata, siostra i tak dalej (w kolejności starszeństwa). Kapłanki zaprowadziły nas do małego źródełka na korytarzu, gdzie każdy kolejno oczyścił ręce i po ponownym ustawieniu w rzędy biliśmy gotowi do wymarszu.


Chram znajdował się w budynku obok, więc droga długa nie była. Szliśmy powoli, cały czas przy akompaniamencie tradycyjnych instrumentów. Po mojej lewej stronie szedł Luby, a po prawej pani do pomocy w chodzeniu, siadaniu, trzymaniu kimona itp. Był grudniowy poranek i dość chłodno, około 10 stopnii, ale mi w moim puchowym kimonie było wystarczająco ciepło.

W chramie usadzono nas na środku, frontem do ołtarza, a rodziców po bokach, twarzami w naszą stronę. I wtedy kapłanki ogłosciły rozpoczęcie ceremonii.


O samej ceremonii będzie w osobnym poście, na który nie będziecie musieli tak długo czekać jak na ten. Obiecuje! W między czasie dajcie znać jak wam się podoba tradycyjna muzyka japońska grana na fletach?


1 komentarz: