28 lipca 2011
Od maja regularnie uczeszczam na miejscowa silownie (jest jedna na cale miasto, ale za to duza i nowoczesna). Majac wczesniejsze doswiadczenia z kilkoma polskimi silowniami zdziwilo mnie to, co zostalam w japonskiej.
Zaczynajac od samego poczatku, czyli od zapisania sie. Przystapienie w Japonii do jakigokolwiek osrodka sportowego nie jest tanie, gdyz wymagane jest wpisowe. Cena wacha sie od 8 tys. jenow az do 10 tys. jenow. Tutaj na szczescie z pomoca przyszla mi kolezanka z pracy, ktora jako czloniki mogla mnie polecic i oplata zostala zredukowana do okolo 5 tysiecy. Nastepnymi kosztami byl abonament w wysokosci ok. 6 tysiecy (znizka studencka) oraz bilet wstepu (tak, sam karnet nie wystarczy!) 210 jenow przy kazdym wejsciu lub 2100 za karte wolnego wstepu na miesiac.
Po przystapieniu zostalam dokladnie zmierzono mnie, zwazono, obliczono specjalnym urzadzeniem mase tluszczu i mase miesni w ciele, ulozono mi plan kaloryczny posilkow i zestaw cwiczen (z ktorych i tak nie korzystam ;)). Dostalam takze aktowke ze wszystkimi informacjami oraz z tabelka, w ktora przed i po treningu mam wpisywac zmierzone cisnienie i wage (czego oczywiscie nie robie ;)).
Nastepnie oprowadzono mnie po obiekcie. Sala do cwiczen wyglada mniej wiecej tak samo jak u nas, z wyjatkiem maszyny, na ktorej sie siedzi jak w siodle i cwiczy miesnie ud (w zamian za maszyne przypominajaca fotel ginekologiczny cwiczaca przywodziciele i odwodziciele). Na sali organizowane sa kilka razy dziennie mini treningi, np. trening brzucha. To wszystko wraz z przysznicami znaujde sie na pierwszym pietrze. Tutaj chce sie jednak zatrzymac na chwile i wspomniec o samej szatni.
Po wejsciu do szatni mamy szafke na buty (nic odkrywczego, jesli chodzi o Japonie). Dalej juz tylko na bosaka do szafek na kluczyk. W szatni mamy takze umywalki (a tam darmowe kosmetyki: plyn do demakijazu, tonik, mleczko oraz waciki, paleczki do uszu i zdezynfekowane grzebienie), maszyne do wyciskania mokrych ubran (gdyz w kompleksie znajduje sie takze basen), jednorazowe torby foliowe na mokre/brudne ubrania oraz oczywiscie prysznice. Kabin prysznicowe sa zamykane i daja wiecej intymnosci niz te u nas, o dziwo. Bardzo mnie jednak dziwil fakt, ze w kraju, w ktorym nagosc nie jest tematem tabu, a ojciec z corka moga sie kapac w jednej wannie nawet corka juz dawno ma za soba skonczony wiek pokwitania, kobiety na silowni po wyjsciu spod przysznica okrywaja sie szczelnie, od stop do glow, wielgasnym recznikiem, a potem czynia jakies wygibasy by ubraz sie tak, by chociaz kawalek ciala nie ukazal sie oczom obecnych w przebieralni innym kobietom. Nie zdziwilo by mnie to w Polsce, ani w zadnym innym europejskim kraju, ale mowa o Japonii, gdzie tradycja sa gorace zrodla (onsen), w ktorych w jednej sali myja sie i kapia (a nawet myja sobie nawzajem plecy!!) obcy ludzie i to calkiem nadzy bez krztyny zarzenowania czy wstydu. Zaciekawiona tym faktem zapytalam kolezanki, co jest podstawa takiego zachowania, bo przeciez nie wstyd. Odpowiedz otrzymalam w iscie japonskim stylu: bo to jest silownia, a nie onsen!
Zostawmy jednak ten temat i wrocimy do samej silowni, a dokladnie na jej parter. Mamy tam toalety, recepcje i sale fitness. Ja, oczywiscie zamiast cwiczyc, chodze na rozne zajecia. W poniedzialki na street dance z bardzo smiesznym instruktorem (nie tyle nawet smiesznym co kawaii), w srody na hip-hop, ktory mi bardziej niewychodzi niz wychodzi, a w piatki na step. Do tego czasami zajecia w sobote (baleton – cwiczenia baletowe w rytm muzyki z areobiku, czyli masakra – lub matrial arts, sztuki walki khe khe). I wszystko by bylo fajnie i pieknie, gdybym we wtorek nie poszla na zumbe. To, co sie dzialo na zajeciach przeszlo moje najsmielsze oczekiwania i zburzylo resztki stereotypow dotyczacych Japonczykow. Nigdy nie bylam na zajeciach z Zumby, ale wyobrazalam sobie je jako areaobik taneczny do muzyki latino. Na sali fitness zastalam przede wszystkim tlum ludzi (nie tylko kobiety) w roznym wieku i w roznych strojach (jedna z Japonek, lat na oko 30+, miala kapelusz, kamizelke, spodniczke mini i biale rekawiczki...). Zajecia prowadzila nijaka Kyathy, z twarzy Japonka, z ubioru i zachowania juz nie. Zumba przypominala mieszanke ukladow, ktore tanczy sie w Polsce na imprezach salsowych (proste ruchy w sekwencjach, ktore wszyscy powtarzaja po prowadzacym) oraz polskiego wesela (tanczenie pod reke w parach!?). Jednak to co mnie zdziwilo to fakt, jak wspaniale Japonczycy sie bawili. Nie jest tajemnica, ze Japonczykom po wypiciu puszczaja hamulce i inne spoleczno-socjalne petna. Tam, na tej sali nie bylo jednak ani alkoholu ani zadnego innego „dopalacza” poza muzyka, a wszyscy nie tylko z usmiechem, ale i spiewem i krzykiem („wooohoooo”, „yaaaahoooo” itd.) wysmienicie sie bawili! Po zadnych innych zajeciach nie czulam sie tak zadowolona i szczesliwa jak po tej zumbie.
Szczerze mowiac do tej pory nie moge uwierzyc co widzialam i co robilam. Czulam sie, jak wsrod normalnych, potrafiacych sie bawic ludzi! Byc moze to wlasnie jest prawdziwe oblicze Japonczykow, tylko potrzebny jest wodzirej, ktos, kto porwie za soba tlum zmeczonych praca i zyciem salariimanow i gospodyn domowych.
19 lipca 2011
Wczoraj zakonczyl sie dlugi weekend (3 dni wolnego z okaji poniedzialkowego dnia morza). Wiele sie dzialo przez ten czas i z czystym sumieniem moge przyznac, ze bawilam sie wysmienicie.
Piatek
Takahiro zabral mnie na zebranie AIESECu. Po zebraniu wybralismy sie do Izakayi (restauracji, do ktorej idzie sie z kumplami by zjesc i sie napic). Poszlismy do miejsca, gdzie juz wczesniej bylam ze znajomymi z pracy, i ktore specjalizuje sie w daniach okonomiyaki (cos ala nasze omlety). Zamowilismy rozne rodzaje okonomiyaki (miks z miesem i owocami morza, z wieprzowina, ze szczypiorkiem i wolowiona – moj ulubiony i z serem), ktore nastepnie sami sobie usamzylismy na specjalnym stole z blatem.


Na koniec byly jeszcze hot cakes (amerykanskie grube nalesniki) do wyboru w 3 smakach: zwykle, z bita smietana i cynamonem lub z bita smietana i slodka fasola azuki. Oczywiscie nalesniki rowniez do samodzielnego usmazenia.

Sobota
W sobote wybralismy sie tlumnie do Kyoto na fesitwal Gion. Czesc dziewczyn, w tym ja, zalozyla yukaty (letnia wersja kimona). Bylo naprawde bardzo, bardzo, bardzo duzo ludzi. Nie wzielam ze soba aparatu, ale postaram sie poszukac jakis zdjec w sieci. Kazdemu japonskiemu festiwalowi towarzysza stoiska z jedzeniem zwane yatai. W Kyoto tradycyjnie krolowaly stoiska sprzedajace kruszony lod z syropem owocowym zwany, owoce/warzywa na patyku, yakisoba (smazony makaron), karaage (kawalki kurczaka w ciescie smazone na glebokim tluszczu) i inne. Bawilismy sie swietnie, choc bylo troche goraco. Tradycyjnie zrobilismy purikure (zdjecia zrobione w automacie), ktora jest do obejrzenia na fejsbuku.

Niedziela
Pierwotnym planem na niedziele miala byc wycieczka do Fujikyu, olbrzymiego parku rozrywki u stop gory Fuji. Plany z wielu powodow ulegly zmianie i wraz z Yukawa i Hiromi wyruszylismy rano w przeciwnym kierunku, do Osaki. Po podrozy pelnej spiewow i wyglupow dotarlismy do Universal Studios Japan. Na miejscu okazalo sie, ze jest: a) bardzo, bardzo goraco, b) bardzo, bardzo tloczno, c) do kazdej atrakcji trzeba czekac bardzo, bardzo dlugo. W zwiazku z tym udalo nam sie 2 razy przejechac na roller coasterze (czas oczekiwania okolo 40 min), zobaczyc atrakcje ze spidermanem (czas czekania powyzej 60 min) i back to the future (50 min). Zjedlismy takze prawdziwie „amerykanski” obiad, szkoda tylko, ze do mojej wersji kurczaka z pieczywem jedna z bulek byla o smaku zielonej herbaty. ;)
Zmeczeni, spoceni i brudni, po wyjsciu z USJ udalismy sie do centrum Osaki (na ulice Nowy Swiat) na kolacje. Yukawa zabral nas do knajpy, ktora slynnie z osaczanskiej specjalnosci, kushikatsuya. Kushikatsu to wieprzowina w panierce (katsu) nadziana na patyk (kushi). Takie mieso macza sie w sosie (umoczyc mozna tylko raz, przed wlozeniem do buzi, poniewaz sos nie jest zbyt czesto wymieniany) i zjada. Oprocz miesa serwuja roznego rodzaju ryby i warzywa, wszystko w panierce i smazone na glebokim tluszczu. Tego wieczora zjadlam: wieprzowine, pomidory 2x, dynie, ziemniaka, slodkiego ziemniaka, konnyaku (zwane jezykiem diabla), cebule, dymke i jeszcze cos o czym teraz nie pamietam. Tak sie wszyscy obiadlismy, ze zamiast wyjsc. wytoczylismy sie z knajpy. Do Nagahamy wrocilismy mocno po polnocy.

Poniedzialek
W dzien morza bylo wolne od pracy, wiec zorganizowalismy sobie wieczor polski – zrobilismy z Grzesiem placki ziemniaczane dla naszych japonskich znajomych. Wyszly, o dziwo, smaczne (na pewno lepsze od tych, ktore robilam w Polsce) i co jeszcze dziwniejsze, smakowaly Japonczykom! Do tego podalismy zurek w postaci goracych kubkow, kapuste kiszona (w prawdzie niemiecka, ale smak podobny) i slodycze: budyn, torcik wedlowski, michaszki w wersji w bialej czekoladzie i wafelki o smaku orzechowym.
Nastepny weekend, chociaz niestety bardzo krotki, zapowiada sie rowniez udanie. Zaczyna sie ciag imprez pozegnalnych - kazdy robi oddzielna: mlodzi pracownicy z biura, pracownicy z biura bez szefa, pracownicy z biura z szefem i AIESECowcy.
13 lipca 2011
Obon, japonskie swieto zmarlych, zbliza sie wielkimi krokami. W zaleznosci od regionu swieto obchodzi sie w polowie lipca lub w polowie sierpnia. Zamiast zajmowac sie samym swietem, chcialabym jednak napisac o tym, co sie dzieje na okolo swieta, czyli o prezentach お中元 (ochūgen). Nie chodzi mi tutaj o takie prezenty, jakie znamy z naszego Bozego Narodzenia, a prezenty, ktore otrzymuja firmy (lub dalecy krewni itd.) od siebie na wzajem w ramach podziekowan za wspolprace i dobre stosunki. W mojej firmie stoi juz z 8 wielkich paczek, ktore bezposrednio przed swietem zmarlych zostana rozdane pracownikom droga losowania. Nie mam pojecia, czy taka sama sytuacja jest w innych firmach, ale sprobuje w temacie troche poweszyc.


Niezwykle jest takze to, ze moja firma sama nie wysyla zadnych prezentow z powodu upodoban szefa.
Przejdzmy teraz do czegos bardziej interesujacego. Co mozna znalesc w srodku takiej paczki? Przewaznie alkohol, kawe i herbate. Rzadkoscia sa slodycze (udalo nam sie z kolezankami zlokalizowac tylko jedna paczke ze slodkosciami, ktora otworzywszy natychmiast spalaszowalysmy ;)) czy owoce. Dostalismy takze, ku mojemu wielkiem zdziwieniu, reczniczki (od firmy, u ktorej zawsze zamawiamy taksowki) i wachlarze papierowe.


Kto wylosuje paczki - tego sie nie dowiem, bo mnie juz wtedy w firmie nie bedzie. Ale dodawszy do tego paczke winogron (ktora otrzyma kazdy pracownik) pare osob wroci do domu na swieta zadowolony.
11 lipca 2011
Japonczycy uwielbiaja stac w kolejkach (no, moze nie tak jak Polacy!), ktore sa zauwazalne niemalze wszedzie. Roznica w porownaniu z Polska polega jednak na tym, ze nikt sie nie wpycha ani nie krzyczy, tylko wszyscy stoja grzecznie jak Pan Bog przykazal. Jednak o ile kolejki np. wsiadajacych do pociagu to normalna sprawa, ale kolejka do restuaracji czy kawiarni?

Pomysl na notke wpadl mi do glowy wczoraj, jak porobowalismy w niedziele wieczorem znalezc miejsce, gdzie da sie cos zjesc bez czekania 40 min na miejsce. Pierwsza nieudana probe zaliczylismy w restauracji brazylijskiej, ktora okazala sie byc z tajemniczych powodow zamknieta. Szczesliwie ja i Garrity mielismy rowery, wiec wraz z dwojka naszych gosci z miasta obok (moj TN i OGX z komitetu w Shiga. tj. Peter i Sakko) zaladowalismy sie w iscie japonski sposob (jedno pedaluje, a drugie siedzi na bagazniku) i ruszylismy do odleglegej o 15 minut jazdy knajpki specjalizujacej sie w okonomiyaki. Tutaj chce zaznaczyc, ze jazda w 2 osoby na rowerze jest w Japonii nielegalna i mozna nawet dostac mandat (ale oczywiscie i tak wszyscy tak robia i na ogol konczy sie na pouczeniu; musze sie przyznac, ze juz mi sie raz dostalo jak nas policja zajechala od tylu i przez megafon wykrzyczala "Prosze zsiazc z roweru! Prosze zsiasc z roweru!).




Wrocmy jednak do restaruacji i okonomiyaki. Okonomiyaki to rodzaj placka-omletu, ktory smazy sie samemu na stole ze specjalnie przygotowanym blatem (kelner przynosi jedynie surowy placek, smazy sie i doprawia samemu wedle uznania). Taki placek moze sie skladac z czego dusza zapragnie: makaronu, jajek, ziemniakow, cebuli, owocow morza, warzyw, szynki itd. Do tego na wierzch keczap i/lub majonez (srsly!? fuj!). Otoz, restuaracja o nazwie おかあちゃん Okaachan - Mamusia, okazala sie miec kolejke na 40 minut czekania. Glodni i niezrazeni niepowodzeniami postanowilismy udac sie do kolejnej, oddalonej o 10 minut jazdy rowerem, resutaracji. Miala to byc wloska restauracja rodzinna (jap. family restaurant) o nazwie Saizerya. Tym razem udalo nam sie zakonczyc podroz sukcesem - czekalismy tylko okolo 10 minut!

Na koniec chce jeszcze wspomniec o dwoch kulinarnych wynalazkach. Pierwszy to drinking bar (nie wiem, moze w Polsce tez juz jest cos takiego) - placisz 200 lub 300 jenow i pijesz co chcesz i ile chcesz (oczywiscie z wylaczeniem alkoholi). Drugim jest potrawa zwana doria, ktora Japonczycy blednie uwazaja za potrawe wloska. Danie pochodzi z Yokohamy, ale zostalo wymyslone przez wloskiego kucharza. W sklad podstawowej wersji wchodza: ryz, mielone mieso, ser zolty i ponoc jakis magiczny bialy sos, ktorego skladu nie znam. Potrawa wyglada tak:

Powyzsza doria jest wersja podstwowa, czyli meat doria, jednak oczywiscie istnieje wiele innych rodzaji, jak z owocami morza, warzywami itd.
8 lipca 2011
Dzis w telewizji podano, ze pora deszczowa dobiegla konca. Oznacza to, ze zamiast goraco i parno bedzie goraco i nieparno.
Ogolnie pora deszczowa nie byla az taka straszna jak sie obawialam. Wprawdzie prawie codziennie niebo bylo pokryte chmurami, ale az tak nie padalo (co jest tendencja ostatnich paru lat). Obecnie temperatura w prefekturze Shiga siega do 34C w dzien (gdy wychodze o 8 rano do pracy jest juz bardzo goraco, ok. 25C), w nocy spada do maksymalnie 23C. Na szczescie slonce szybko zachodzi (okolo godziny 20), wiec powietrze szybko sie schladza.

W Japonii latem bardzo latwo jest sie opalic (a raczej poparzyc), wiec stosowanie kremow z filtrem (25+ PA** i wyzej) jest niemal obowiazkiem. Japonki, ktore maja niebywalego chopla na punkcie koloru wlasnej skory, oprocz kremow, stosuja takze specjalne ubrania z filtrem UV, parasolki, rekawiczki itd. Dlatego tez raczej nie ujzy sie Japonki w samych szortach i podkoszulku lub w sukience na ramiaczkach. Inna sprawa, ze opalaja sie naprawde bardzo szybko i to na dosc nieladny, brazowo-brudny kolor. Wymarzony, bialy kolor skory probuja wiec uzyskac za pomoca specjalnych kosmetykow i strojow. Jednak jak dla mnie jest to lekka przesada, zwlaszcza jak widze, gdy jedna z kolezanek z pracy podczas prowadzenia samochodu starannie okrywa rece (az po czubki palcow) czarnym swetrem! Chyba kupie jej na urodzinny takie rekawki odbijajace promienie UV. ;)

Na zakonczenie - dzisiejsze menu:
drugie sniadanie - bulka z curry, pomidorem i zapieczonym na wierzchu serem
obento - grillowana wieprzowina z cebula i imbirem, ryz, pieczony pierog gyoza, tamagoyaki, surowka z daikonu (wielka biala rzodkiew) i marchewki i cos tam jeszcze ;)
podwieczorek - puding na sojowym mleku (pierwszy raz kupilam)
kolacja - jeszcze nie wiem ;)
7 lipca 2011
Zbliza sie godzina 16, czyli pora, w ktorej ponwnie robie sie glodna. W pracy zawsze od 12 jest przerwa obiadowa. Wszyscy jedza wtedy obento (お弁当), czyli pudelko (podawane na cieplo lub na zimno), w ktorego sklad wchodzi ryz oraz wielu innych dodatkow, jak np. mieso lub ryba, jakies warzywa (wiele rodzajow, ale tylko po troszeczku) itd.



Obento dla pracownikow kazdego ranka zamawiam ja. Czesc pracownikow przynosi jednak wlasne obento, zrobione przez zone lub mamusie (mowa to o 30-letnich facetach!). Obento juz gotowe mozna kupic w spejcalistycznym sklepie, zwyklym supermarkecie lub maly sklepie 24/7 zwanym w skrocie konbini (taka nasz Zabka). Przecietny koszt obento to ok 500 jenow (ok. 18 zlotych)

Kuchnia japonska to temat-rzeka, ale postaram sie po trochu cos dodawac do tematu. Dzisiejsze obento skladalo sie z ryzu, roladek z szynki i pasty majonezowo-jajecznej (zamilowanie japonczykow do majonezu to tez material na osobny wpis) w panierce smazonych na glebokim tluszczu, fasolek zielonych, kon'nyaku (warzywo japonskie), meat ball, salatki majonezowej, tamagoyaki (cos w stylu jajka usazonego i pozwijanego w kostke) i plasterka pomaranczki. Do tego zielona herabata do picia i zupa miso.

Obiecuje tez wpis o japonskim pieczywie bo to tez niezwykle ciekawy temat!
Z gory musicie mi wybaczyc brak polski znakow - pisze na komputerze, ze japonska klawiatura.

Dzisiaj temat, o ktorym ostatnio glosno - trzesienia ziemi w Japonii.
Wlasnie, odkad tutaj przyjechalam (tj. od konca marca) nie poczulam ani jednego trzesienia! W samej Nagahamie bylo jedno male w zeszlym miesiacu (na tyle male, ze wszystkie moje rzeczy pozostaly nienaruszone na polkach), ale ja tego dnia bylam w Kioto, wiec nic nie poczulam.
Oczywiscie nieustannie mowi sie o Fukushimie, wstrzasach wtornych i calej sytuacji wokol elektrowni (jednak to temat-rzeka na osobna notatke), w zelszym tygodniu bylo takze spore trzesienie w prefekturze Nagano (bodajze cos okolo 5,6), ale ofiar smiertelnych nie bylo.
W sumie to nawet czuje sie troche zawiedziona zupelnym spokojem w prefekturze Shiga (gdzie miekszam).

Co do mojego zycia codziennego, do wyjazdu zostal mi miesiac i tydzien i jest mi przykro na sama mysl o nim... Z drugiej strony ciesze sie, ze zobacze sie z rodzin, przyjaciolmi i zjem cos innego niz ryz!
Przyszly weekend szykuje mi sie bardzo atrakcyjnie. W piatek ide na spotkanie tutejszego komitetu i potem na wspolna kolacje, w sobote wbijamy sie grupa do Kioto na festiwal gion (jeden z 3 najwazniejszych festiwalow w Kioto), w poniedzialek (jest swieto - dzien morza) bedziemy gotowac polskie zarcie - mysle o plackach ziemniaczanych, moze racuchach i moze o bigosie, bo mam prawie caly sloik niemieckiej kapusty kiszonej. Nie wiem czy moim japonscy znajomi to przezyja. ;) To juz bedzie nasze drugie takie spotkanie kulinarne - pierwsze bylo w zeszly weekend - robilismy omuraisu (omlet z ryzem).

Obiecuje (!!) pisac czesciej!!
Pozdrawiam

PS. Wciaz pora deszczowa, a dzisiaj swieto Tanabata. Gdy tego dnia pada deszcz kochankowie rozdzieleni przez droge mleczna nie moga sie spotkac.