28 listopada 2012
Mamy w pracy nowe znaczki. Wczesniej byly o takie super slodziaste z letniej serii z Hello Kitty.

Troche sie rozczerowalam, gdy zobaczylam dzisiaj, ze hellokittowych znaczkow juz nie ma (bo jak tu wyslac paczke z Hello Kitty w srodku bez znaczka z HK na kopercie!?), ale te nowe tez sa niczego sobie.

Ponizej nowa seria z Disneyem.

I seria z misiami.
 

A tak wyglada misiowy znaczek przyklejony na kopercie.


Od przyszlego tygodnia jedziemy na tydzien do USA w podroz sluzbowa. Ciesze sie na ten wyjazd i jestem jednoczesnie bardzo przerazona. W zwiazku z tym wszystkim jestem zajeta, zestresowana i nic sie poza tym nie dzieje. W dodatku bylam na zumbie w poniedzialek i teraz mam zakwasy na plecach i wszystko mnie boli.

A wczoraj w konbini kupilam do picia to:

I z drugiej strony. 

Zachecona brakiem cukru w skladzie (ok, byl slodzik) mialam nadzieje, ze bedzie chociaz troche  inaczej samkowacniz wszystkie japonskie straight tea i popoludniowe herbatki, ale niestety ta tez okazala sie smakowac jak pomyje z cukrem. Rozcienczonej herbaty z tona cukru nie cierpie - jakos przypomina mi napoj ze szkolnej stolowki. Wyjasnijcie mi prosze, dlaczego nieslodzone zielone herbaty sprzedaja, a czarne juz tylko z cukrem!? W kazdym badz razie, napoj jest dla mnie malopijalny i prawdopodobnie wyladuje w zlewie. Ale opakowanie wciaz super!
13 listopada 2012
W tym i zeszlym tygodniu moja firme zalala fala praktykantow. I o ile niczym sczegolnym jest dwojka studentow z Politechniki, to o tyle zdziwila mnie tygodniowa praktyka dwoch gimnazjalistow. Ale od poczatku, o co w tym wszystkim biega.
W  miejscu, w ktorym mieszkam jest inicjatywa o nazwie "びわ中" ("Biwa-chū"). Biwa oznacza jezioro Biwa, ktore zajmuje 2/3 powieszchni prefektury i jest jednoczescnie najwiekszym jeziorem w Japonii. Chū to natomiast skrot od chūgakusei, czyli gimnazjalista. A chodzi o to, ze kazdy gimnazjalista klasy drugiej, ktorego szkola bierze udzial w tym przedsiewzieciu, musi przez tydzien odbyc praktyki w fabryce, firmie itp. I w taki sposob trafilo do nas dwoch chlopaczkow, ktorzy dzielnie od 9 do 16 pomagaja przy polerowaniu i pakowaniu czesci. Domyslam sie, ze celem tej akcji jest pokazanie wartosci pracy i nauki i takie tam tego typu. Tak sobie pomyslalam, ze gdyby cos takie wprowadzic w Polsce, to co by bylo?  Ciekawe, czy by sie sprawdzilo. Hehe.

A tak z innej beczki, czym ostatnio sie opycham, czyli przeglad tygodnia (chyba powinnam zmienic tytul i opis bloga o slodkosciach w Japonii).

Cos dla fanow One Piece - chopperodraze. Z okazji wydania kolejnego tomu mangi, onepisowe szalenstwo.


Prezent z Kobe. Nie mialo to jednak nic wspolnego ani z jogurtem, ani z omletem. Jesli chodzi o banana, to uznajmy, ze lezal niedaleko. Ot zwykla galaretka o smaku lekko bananowym zawinieta w ciasto. Dobra, ksztalt mialo a la banan!

Dla kontrastu - tradycyjne slodycze z Kyoto. Glownie utwardzony cukier lub galaretka (czyli w sumie tez cukier). Tu czy owdzie troche fasoli. Ale wygladaly pieknie.

Nowy napoj od firmy Calpis, ktora robi slynny napoj na bazie mleka, o takiej samej nazwie. Ja mleka nie lubie to i tez tego ich napoju nie trawie, ale goracy napoj sliwkowy z miodem byl niczego sobie. Oczywiscie sprzedawany tylko na cieplo.
5 listopada 2012
A chyba raczej wypadki. Bo odkad przyjechalam do Japonii to ciagle mam jakies dwukolowe problemy.
Wszystko zaczelo sie w zeszlym roku, podczas praktyk - ukradziono mi (tudziez wywieziono na wysypisko rowerow) rower. Byl beznadziejny i go nie za bardzo lubilam, wiec i po nim nie plakalam, zwlaszcza, ze zaraz na pocieszenie moj praktykodawca kupil mi nowy. Pech oczywiscie sie jednak zadomowil i w tym rowerze i w tydzien po jego zakupie, jadac sobie po ciemnioku (bo w maly miejscowosciach czegos takiego jak laternia to nie ma) i w tym ze ciemnioku wyprzedzajac jakiegos smalazarnie wleczacego sie kolesia, z bardzo duza predkoscia wjechalam na dwa schodki. Rezultat byl taki, ze w przednim kole mialam 6 dziur, a w tylnim 2. Oczywiscie ubezpieczenia przy zakupie roweru nie wykupilam, bo po co, przeciez nie zlapie gumy (dla wyjasnienia, w Championsach, jedynym wartym wspomnienia lokalnym sklepie z rowerami, mozna kupic sobie ubezpiecznie na okres lat 3 za jedyne 1000 jenow i wtedy w razie dziury, latanie dentki jest za darmo, a nie za 500 jenow). Po tym incydencie mogloby sie wydawac, ze a) limit pecha rowerowego zostal wyczerpany; b) nieszczescia chodza parami, czyli ze bede miala spokoj na jakis czas.
Mialam spokoj az do mojego przyjazdu w styczniu (no dobra, zdazylam sie wytrabanic na zwir w Polsce), gdzie kupilam nowy rower, ktory byl mi niezbedny do poruszania sie po miejscowosci, w ktorej obecnie mieszkam, i oczywiscie wraz z nim kupilam takze nowego, rowerowego pecha. Oto co sie zdazylo wydarzyc przez te 10 miesiecy (mam dwa rowery, pomaranczowy w miescie, w ktorym pracuje i fioletowy w miescie, w ktorym mieszkam, dla lepszego zrozumienia sytuacji, wymieniam, ktory rower byl w co zamieszany):
1. Zderzylam sie czolowo z jakimis gimnazjalista w strugach deszczu. Pieknie wygiety w zla strone parasol poszedl na przemial. (fioletowy)
2. W Walentynki ktos zabawil sie z przednia opona mojego roweru w wbij pinezke. Mialam w przednim kole ponad 30 dziur (stalo sie to na platnym parkingu, wiec dziadkowie parkingowi probowali mi wmowic, ze sama na cos wjechalam....). Majac juz za soba wczesniejsze doswiadczniea, wykupilam wczesniej ubezpiecznie rowerowe, ktore niestety okazalo sie nie dzialac przy wymianie dentki. (fioletowy)
3. Zderzylam sie czolowo ze slupem/schodkiem/parkanem (niepotrzebne skreslic). (fioletowy)
4. Wybuchla mi tylnia opona. Sama z siebie, podczas jazdy. Tym razem na szczescie naprawili za darmo. (fioletowy)
5.  Rower przewrocil sie i z koszyka moja torba wpadla prosto do zalanego woda pola ryzowego. Rezultat: wszystko suszylam przez 2 dni (lacznie z pieniedzmi) a smierdzialo blotem przez jeszcze nastepne 2 tygodnie. Ipod sie zalal i bateria siadla. (pomaranczowy)

 Na zdjeciu winowajca, czyli pole ryzowe, do ktorego wpadla mi torba zaraz po zrobieniu tego zdjecia.

6. Zderzylam sie przy wjezdzie na parking rowerowy z jakas inna laska na rowerze. Rezultat: Troche przekoszona rama od roweru. Koszyk lekko wgiety. (fioletowy)
7. W piatek podczas powrotu z pracy poslizgnelam sie (bo padalo) i przerwocilam zaraz za czekajacym do skretu samochodem. Rezultat: mnostwo siniakow na nogach, parasol na przemial i koszyk od roweru w ksztalcie litery S. (pomaranczowy)

I teraz przyznajcie sami, to jest cos wiecej niz zwykly pech!


2 listopada 2012
W ostatniej notce napisalam, ze juz zaraz swieta i wysyp swiatecznych deokracji. Jakze sie pomylilam! Zapomnialam, ze w miedzy czasie bedzie jeszcze dzien obowiazkowego jedzenia Pocky!



W tym roku 11.11 wypada w niedziele, a to oznacza Pocky na sniadanie, obiad i kolacje, all day long! To prawie jak nasz tlusty czwartek, hehe.

Glico, firma produkujaca Pocky, wypuscila juz z tej okazji (?) nowa, oczywiscie limitowana serie, ktora musialam od razu kupic i zjesc, podwojna jagoda z czekoladowym paluszkiem w ksztalcie serca. Aaaaaaaaa. Paluszki tak szybko pochlonelam, ze nie zdazylam nawet zrobic zdjecia. Ale nic straconego, jeszcze raz kupie i tym razem sie opanuje! Obiecuje!


1 listopada 2012
No i uleglam. Dosc pozno i mimo zaporu rekami i nogami, by nie brac w jakikolwiek sposob udzialu w tym wydarzeniu, a jednak sie nie udalo. Chodzi mi oczywiscie o Halloween i to co sie zaczylo dziac w polowie wrzesnia, czyli halloweenowa goraczka. Dyniowe ozdoby mozna bylo zobaczyc doslownie wszedzie, jak i ogloszenia dotyczace wydarzen zwiazanych mniej lub bardziej tematycznie.
A mi, poniewaz bylo mi szkoda pieniedzy i w dodatku zlapalam przeziebienie w pracy, udawalo sie jakos od tego uciec. Przynajmniej do dzisiaj rano, gdzie pod wplywem chwili, kupilam w konbini wielka paczke tego (lezy na laptopie):


A w srodku sa takie:



Ciasteczka calkiem smaczne i w 3 smakach: dyniowy, czekoladowym i bialo-czekoladowym. Zajadamy sie nimi wlasnie w biurze.
A, zapomnialabym, ze na poczatku pazdziernika w ramach mani kitkatowej kupilam:


Hallowen sie skonczylo, pora na swieta!