30 czerwca 2013

Ha! Mój pierwszy filmik. Miejcie litość i miłego oglądania!

,
28 czerwca 2013
Miasto, w którym mieszkam jest małe. W związku z tym imprezy w nim się odbywające również są małe. W zeszły weekend miał miejsce festiwal tańców yosakoi. Ale oczywiście daleko mu było do sławnego festiwalu z Sapporo. To był raczej festiwalik. (dla tych, którzy chcą widzieć więcej o yosakoi zapraszam tutaj)
Cała impreza niby trwała 2 dni, ale tak naprawdę większość atrakcji odbywała się w niedziele. Od rana była parada (od dworca pod zamek), a następnie występy na scenie pod zamkiem. Ale jak już mówiłam, mimo dużej ilości drużyn, ludzi mało, stoisk z jedzeniem jak kot napłakał i ogólny brak imprezowej atmosfery. A może to kwestia tego, że przyszłam za późno, bo dopiero pod wieczór na ogłoszenie wyników konkursu i finałowe pokazy?
Było tak:

Moja drużyna podczas parady (to zdjęcie jest ukradzione, bo mi się nie chciało wstać tak wcześnie rano)


Finały




 


Spróbuje w weekend zmontować jakiś krótki filmik-remiks z występów, ale nie spodziewajcie się nie wiadomo czego. Nagrywałam ajfonem i w dodatku siedziałam z boku.
A w między czasie, życzę wszystkim udanego odpoczynku!
25 czerwca 2013
Przez ostatni tydzień działo się i jednocześnie się nie działo. Dlatego przepraszam za kolejną zbieraninę dziwnych zdjęć nie na temat. Chyba lepiej by było jakby dzieliła to na krótsze a częstsze posty.

Wyprzedaż tuńczyka w lokalnym markecie. Dawali spróbować, rewelka.

A jak już jesteśmy przy jedzeniu.... wystawa ciast w jednej z kawiarni Lipton na dworcu w Kyoto.




Pamięć mam dobrą, ale krótką i nie pamiętam, czy takie kit katy były w zeszłym roku. I tak niesmaczne.

Za to Pringles o smaku kimchi (koreańska kapusta kiszona) rządzą!

 A miało być o Tokyo! Tak jedliśmy w stolicy.

A w Tokyo byliśmy z okazji expo "Manufacturing world", na którym moja firma wystawiała swoją budkę.


I mieli też drukarki 3-D i można było sobie pooglądać jak drukują a potem pomacać co wydrukowały. To białe coś na zdjęciu poniżej to właśnie kawałek drukowanej sowy.

W Tokyo było męcząco, ale fajnie. W przyszłym roku też się wystawiamy!
Aaaaa i noga mi się prawie wyleczyła. Dzisiaj byłam znowu w szpitalu i doktor kazał mi przyjść za tydzień po raz ostatni. Nareszcie!!!!
13 czerwca 2013
Przez ostatni miesiąc byłam już 3 razy u lekarza i dostaję powoli piany na ustach, zwłaszcza, że we wtorek kazał mi przyjść znowu. Dzisiaj byłam pokazać nogę, która według mnie wygląda bardzo źle, jest spuchnięta (haters gonna hate, moją słoniowatą stopę mieszczę jedynie w crocsy), pobolewa i czasami ciężko mi się chodzi (w dobrych chwilach chodzi mi się tylko źle), ale według mojego doktora moja noga wygląda bardzo dobrze. Noga ma być spuchnięta i ropieć, aż się wyropieje do końca. Koniec. Potrwa to do 3 tygodni. Dziwne te japońskie techniki leczenia....


O szpitalu dawno nie pisałam, a co kiedyś napisałam to już zapomniałam.
Zdjęć niestety nie zrobiłam, bo raz, że obciach, a dwa, że japońskie aparaty nie mają możliwości wyłączenia dźwięku sztucznej migawki, więc wyobraźcie sobie korytarze pełne ludzi, prawie śmiertelną ciszę (ewentualnie od czasu do czasu jakieś pojękiwania) i gaijinkę pstrykającą zdjęcia. Nic, tylko spalić się ze wstydu, więc obciach do kwadratu. Jeszcze by pomyśleli, że tak się dziwuje, bo we własnym kraju takich szpitali nie ma!

Ale tak wygląda moloch, czyli miejski szpital u mnie na wsi.
Szpital podzielony jest na takie oddziały:
(Blok 1)
- urazów wewnętrznych (organy trawienne, krew, cukrzyca, itp.)
- kardiologii
(Blok 2)
- neurochirurgii
- neurologii
- ortopedii
(Blok 3)
- chirurgii plastycznej (tutaj chodzę leczyć swoją ranę)
- dermatologii
- pulmonologii (tj. organów oddechowych, tutaj chodzę czasami z astmą)
- chorób psychosomatycznych
- opieki paliatywnej (hmmm chodzi o łagodzenie bólu, niestety nie znam się za bardzo na terminologii)
(Blok 4)
- chirurgii
- urologii
- anestezjologii / pain clinic  (tak się naprawdę nazywa)
(Blok 5)
- okulistyki
- dentystyczny i chirurgi zębowej/ustnej
- otorynolaryngologii (mówiąc po ludzku: uszy, nosy, krtań i gardło)
(Blok 6)
- pediatrii
- ginekologii i położnictwa
- radiologii
- terapii radiologicznej
Bloki 1-2 znajdują się na parterze, bloki 3-6 na drugim piętrze. 

Szpitali unikam jak tylko możliwe i całkiem dobrze mi się to udawało w Polsce, więc nie do końca wiem czy oddziały w Polsce odpowiadają tym w Japonii.

Nie wiem też jak to do końca jest z obsługą w języku angielskim, bo gadam na tyle dobrze w tutejszym języku, że potrafię się jakoś dogadać. Doktorzy pewnie coś tam umieją (raz, pani ginekolog w innej, prywatnej klinice usiłowała mi wszystko wytłumaczyć po angielsku z całkiem niezłym akcentem!), z obsługą szpitala za to pewnie bardzo mało.

Przed pierwszą wizytą każą zawsze wypełnić dwie ankiety. Razy, przy rejestracji wizyty w recepcji, wypełnia się ankietę z adresem (który szpital i tak bardzo dobrze zna, bo ma moje dane w karcie pacjenta) przyczyną wizyty i oddziałem, na który chcemy się udać na konsultacje. Drugą ankietę wypełniamy 30 minut później i dotyczy tego, z czym udajemy się do lekarza (trochę bardziej szczegółowo), jaki jest nas obecny stan zdrowia, jakie mamy alergie, jakie leki obecnie zażywamy, historię choroby członków rodziny, czy jest się obecnie w ciąży, ile się waży i mierzy, itd. Czasami każę też zmierzyć temperaturę. To wszystko jest przekazywane lekarzowi przed spotkaniem z pacjentem. Dzięki temu cała wizyta przebiega szybko i sprawnie.

Następnym ciekawym rozwiązaniem są zapisy pacjentów i przyjmowanie pacjentów nie zapisanych. Pacjenci zapisywani są (od drugiej wizyty wzwyż) nie na konkretną godzinę, ale na blok półgodzinny. To znaczy, że na godzinę 9:00 zapisanych będzie kilku pacjentów (na ogół czterech), którzy zostaną przyjęci pomiędzy 9:00 a 9:30. Pacjenci pierwszorazowi nie mogą umówić wizyty. Zostają oni przyjmowani pomiędzy pacjentami zapisanymi (na przykład: zapisany pacjent 1, zapisany pacjent 2, niezapisany pacjent 1, zapisany pacjent 3, zapisany pacjent 4, niezapisany pacjent 2). System działa sprawnie, bo nigdy nie zdarzyło mi się czekać dłużej niż 30 minut.

Na koniec wizyty lekarz mówi jakie leki przepisze, jak je brać, i czy i kiedy przyjść następnym razem. Wychodzimy z gabinetu i czekamy aż pielęgniarka przygotuje i przekaże nam recepty. W między czasie lekarz przygotuje się do przyjęcia następnego pacjenta. Recepty i inne otrzymane papiery (wszystko ładnie włożone w przezroczysty folder na dokumenty) zabieramy do recepcji, która nas podliczy. Potem idziemy zapłacić do automatu lub okienka (opłata za wizytę kontrolną to, jeśli ma się ubezpieczenie, około 200-400 jenów). Jeżeli lekarz przepisał nam skomplikowane leki, to czekamy aż je nam wydadzą w szpitalu. Jeśli przepisał leki dostępne w aptece, to  możemy poprosić urocze panie z FAX corner o przefaksowanie recepty (w formacie kartki A4, wszystko wydrukowane, obiecuję zrobić zdjęcie następnym razem!) do dowolnie wybranej apteki w okolicy. W ten sposób leki zostaną wcześniej przygotowane i ominie nas przyjemność czekania. Jeżeli na recepcie nie jest napisane inaczej, to jest ona ważna zaledwie przez 4 dni (chociaż mi się raz udało zrealizować jedną po ponad tygodniu, ale wymagało to telefonu do głównego aptekarza i w dodatku pani mi pogroziła, że to pierwszy i ostatni raz i żebym się miała na baczności).

Leki w aptece wydawane są bez opakowań i ulotki. Dostajemy wydruk z krótkim opisem lekarstwa - co to za lek, jakie ma skutki uboczne, jak go dawkować i tyle. Nic więcej. Przekazując na leki, aptekarz zawsze wyjaśni który lek jest na co i upewni się czy wiemy jak go zażywać. Lekarstwa w kształcie tabletek sprzedawane są na sztuki. To znaczy, że jak lekarz przepisze nam jakieś tabletki na 15 dni raz dziennie, to dostaniemy ich tylko 15 i oczywiście zapłacimy też tylko za 15. Jeśli mamy ubezpieczenie, za leki, tak jak za wizytę w szpitalu, płacimy 30% ich wartości.

Dajcie znaczy czy macie jakieś pytania lub jeśli chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej na temat japońskich szpitali. I proszę trzymać kciuki za moją nogę, bo jeszcze trochę i ją sobie utnę!
10 czerwca 2013
Nie mam ostatnio szczęścia. Kaszel trochę się uspokoił, odkąd przestałam brać leki. (Hmmm, dziwne, powinno być na odwrót.)
Za to moja rana na nodze zaczęła się babrać, że aż musiałam iść w piątek rano do szpitala. Noga spuchła, z rany wydziela się ropa i wszystko boli. Lekarz dał maść, antybiotyki osłonowe i nawet wytłumaczył co i jak jest nie tak z moją raną za pomocą rysunku i co trzeba zrobić by ją wyleczyć. A tłumaczenie nie jest mocną stroną lekarzy w Japonii. Obecnie noga nadal wygląda jak noga słoniątka, ale nie boli jeśli chodzę wolną i na nią uważam. Na rowerze też jakoś da się jeździć. Tylko w buty się nie mieszczę poza crocsami. Fuj!

W związku z tym cały tydzień był okropnie nudny, bo siedziałam wieczorami w domu. No, może poza czwartkiem wieczorem, gdy wyłam z bólu skacząc na jednej nodze do łazienki. ;)
Mój jedyny dzień wolny w tygodniu też spędziłam leżąc lub siedząc. Rewelacja.

Na osłodę zdjęcia słodkości upatrzonych ostatnio.

KitKat o smaku marakuji (seria otona-no amasa, czyli słodycz dorosłych)

Limitowana edycja z Kyushu, czyli smak truskawek amaou (które jak zgaduje, są specjalnością regionu). Prezent z podróż służbowej.

Czekolada crunky, którą czasami jadam i nowość, smak Tropical Mango. Jadalne, ale więcej nie kupię.

Nowy, limitowany smak od Haagen-Dazs, trufle matcha z kawałkami białej czekolady. W porządku były.

Limitowane Hi-chew (tutejsza odmiana mamby), o smaku złotego kwi. Nie było złe, ale bez rewelacji.


I to tyle. Trzymajcie kciuki za moją stopę, bo w przyszłym tygodniu jadę na 3 dni do Tokyo na EXPO i muszę się zmieścić w buty!
2 czerwca 2013
Ostatni tydzień nie był za bardzo udany. W niedziele dostałam masowego ataku alergii/astmy co uczyniło cały tydzień bardzo przykrym. Obecnie wciąż męczy mnie kaszel i żadne leki zdają się na razie nie pomagać. Tak mnie to wszystko wykańczało, że chodziłam spać około 21. Na dodatek w piątek przewróciłam się jadąc na rowerze na stację i skaleczyłam sobie nogę. Niezbyt poważnie, ale rana jest na kostce, którą cały czas ruszam, więc rana się nie może zagoić. I co gorsze, porysowałam sobie mój nowy różowy rower!!!! 

Z dobrych rzeczy - jeździłam 2 razy firmowym samochodem i był to mój debiut na japońskich ulicach. Trochę poćwiczę i będzie dobrze. Denerwujące są tylko limity prędkości. 80 na autostradzie i 50 w mieście/na pustych i prostych drogach pośród pól.

Na szczęście mam wolny cały weekend (2 dni wolnego - szaleństwo!). Wczoraj byliśmy z Lubym w Osace na randce. Z różnych powodów randka musiała być wewnątrz i niestety pomysł z kinem nie wypalił z powodu mojego kaszlu, więc spędziliśmy część dnia w Round 1. 

Wyścigi konne

Kolacja - jedzenie na patyku (kushi)