18 sierpnia 2015
Zmieniłam nazwisko. Uff.
W Japonii, dla japończyków, sprawa jest prosta. Wraz z zawarciem małżeństwa kobieta automatycznie zmienia nazwisko na nazwisko męża i zostaje wpisana do jego rejestru rodzinnego (戸籍謄本, koseki tōhon). Nie ma dylematów, czy zostać przy swoim, czy może wybrać nazwisko dwuczłonowe. W niewielkim procencie przypadków to mąż zmienia nazwisko na nazwisko żony. Taka sytuacja ma miejsce wtedy, gdy w rodzinie żony nie ma męskiego potomka, a nazwisko jest nazwiskiem rodowym. Jednak w przypadku rodziny Lubego, mimo poważanego nazwiska ze strony matki (w dodatku córki-jedynaczki), postąpiono w tradycyjny sposób.
I tak, moje polskie, szlachetne nazwisko zmieniłam na japońskie, nieszlachetne, a wręcz pospolite. Oczywiście miałam dużo wątpliwości w tym temacie. Obcokrajowcy w Japonii rządzą się trochę innymi prawami i mają większą swobodę co do zmiany. Zostatnie przy polskim nazwisku, podczas mieszkania w Japonii było by czymś karkołomnym. Ile to już razy, podczas zaledwie trzech lat tam spędzonych, moje nazwisko pomylono, zapisano lub wymówiono błędnie. Jego wymowa jest na tyle skomplikowana dla japończyków, że zaczęłam się posługiwać dużo krótszym i prostszym imieniem. 
Drugim wyjściem z sytuacji, które rozważałam, było nazwisko dwuczłonowe. Sytuacja była by o tyle prostsza, że mogłabym zarejestrować osobistą pieczątkę (w Japonii posługujemy się pieczątkami, a nie podpisami) na japońską część nazwiska. Jednak tutaj sprzeciw wyraził Luby, który wielce się obruszył, że jak to nie chce przyjąć (wyłącznie) jego nazwiska. I cóż mi pozostało?
I w ten sposób, po rejestracji ślubu w urzędzie, udaliśmy się jakiś czas później (na początku grudnia) do Ambasady Rzeczpospolitej Polskiej w celu rejestracji małżeńśtwa w Polsce. Po wypełnieniu masy papierów udało nam się pomyślnie wypełnić zadanie. Ambasada RP miała przetłumaczyć nasz japoński akt ślubu i wysłać go bezpośrednio do USC. Tłumaczenie: 2 tygodnie oczekiwania, wysyłka kolejne 2 tygodnie. Po Nowym Roku przesyłka dotarła do Polski i oczywiście utknęła w urzędzie. Tam, bagatela, zarejestrowanie ślubu zajęło im miesiąc, w związku z czym date na polskim akcie ślubu mamy z początku lutego. Akt ten został wysłany do mojego przedstawiciela w Polsce (w tym przypadku, mojej mamy) i już, miałam zmienione nazwisko. Problem w tym, że było ono zmienione jedynie w Polsce. W Japonii, jak i w Stanach, do których w między czasie wyjechaliśmy, cały czas posługiwałam się nazwiskiem w paszporcie, panieńskim. Następnym krokiem była oczywiście wymiana tego dokumentu. Kto to próbował zrobić za granicą, wie, jaka jest to bolączka. Pół biedy, jeśli mieszka się blisko lub w mieście z konsulatem/ambasadą. W naszym przypadku najbliższy konsulat była położony 4,5 godziny jazdy samochodem i otwarty jedynie w dni powszedne. 
Na szczęście, w mieście, w którym mieszkamy działa konsul honorowy. Myślałam, że jestem uratowana, ale po krótkiej rozmowie okazało się, że wnioski o paszport przyjmują jedynie 1-2 razy do roku. I najbliższy termin będzie w czerwcu.
Można by pomyśleć, że historia dobiega końca, ale jest wręcz przeciwnie. Paszport z nowym nazwiskiem udało mi się wyrobić (w czerwcu). Nowy dokument dostałam do ręki w sierpniu. Szkopuł w tym, że w starym paszporcie mam wizę do Stanów Zjednoczonych. Ponadto z nazwiskiem panieńskim funkcjonuje już ponad pół roku, więc wszystkie konta bankowe, ubezpieczenia, emerytury itp. są zarejestrowane na te nazwisko. Nie wspominając o wizie japońskiej i tamtejszych sprawach. Kocioł straszny. 




Poza tym nasza dwójka i pół ma się dobrze. W między czasie walczenia z różnymi dokumentami próbuje napisać recenzje Dzienników japońskich. Trzymajcie się ciepło (albo raczej chłodno)!