17 stycznia 2015

寿退社 - Kotobuki taisha. 送別会 (przyjęcie pożegnalne)

/
6 Komentarzy
To jest post z serii "Kotobuki taisha".  Po wiecej informacji zajrzyj do pierwszego posta.

W japońskiej firmie pracowałam przez prawie 3 lata (bez jednego miesiąca) i była to moja pierwsza praca po studiach. Firma jest mała, jak zaczęłam pracować miała 42 osoby, jak odchodziłam miała 50. Czyli zalicza się do tak zwanych 小中企業, czyli do grupy małych i średnich przedsiębiorstw.

Czym zajmuje się firma? Bardzo specjalistyczną obróbką twardych i kruchych materiałów, jak materiały ceramiczne i metale o wysokiej temperaturze topnienia. Skrawanie takich materialow do porządanego kształtu jest bardzo trudne, wymaga specjalistycznej wiedzy, maszyn i narzędzi. I moja firma potrafi drylować dziury o przekroju mniejszym niż ludzki włos, wykrawać fikuśne kształty ze ścianami o grubości pół milimetra itd. I w takiej firmie w dziale sprzedaży wesoło spedziłam trzy lata. 

W między czasie udało nam się zdobyć pierwszych zagranicznych kontrahentów, odbyć kilka podróży zagranicznych, rozszerzyć naszą ofertę o nowe produkty. Był to pracowity dla mnie czas, zwłaszcza, że gdy przystąpiłam do zespołu, byłam jedynym obcokrajowcem w firmie i nikt poza mna nie mówił po angielsku. Szybko musiałam nadrobić brakujące japońskie, często bardzo specjalistyczne słownictwo. A potem nauczyć się tego samego po angielsku! I tym sposobem znam wiele inzynieryjnych terminów tylko po japońsku i angielsku.

Ale miało być o przyjęciu pożegnalnym! Ostatni piątek listopada był ostatnim moim dniem w pracy. Japońskim zwyczajem koledzy i koleżanki z biura postanowili mi wyprawić przyjęcie pożegnalne. Cała impreza odbyła się w restauracji prowadzonej przez jednego z naszych byłych kolegów, który na ten wieczór wynajął nam lokal i przygotowywał co chcieliśmy z menu. W dodatku biurowi palacze zgodzili się na palanie na zewnątrz tylko ze względu na mnie (jako, że jestem zaciekłaą antypalaczką, nie mieli innego wyjścia ;)).

Do jedzenia były ręcznie robione pizze, pasty, sałatki, a do picia cokolwiek było w barze/lodówce plus herbata oolong na zimno. A na koniec dostałam piękny i wielki bukiet kwiatów, prezent i tort z moją podobizną!!


Muszę przyznać, że moi pierwszi współpracownicy i przełożeni stanowili wspaniałą ekipę i ciężko mi było się z nimi żegnać. Po tym jak wyszłam za mąż, przez pewien czas będę pełnoetatową panią domu i jednocześnie chcę rozkręcić coś swojego. Ale na detale jeszcze trzeba poczekać.

Japońskie słówko na dziś: 送別会(そうべつかい, sōbetsukai)- przyjęcie pożegnalne

Jak wam się podoba taki sposób pożegnania? Nie pracowałam nigdy w Polsce, więc napiszcie jak to się odbywa u nas. I czy chcielibyście zajmować się domem czy wolicie pracować, nawet jeśli to oznacza bycie poza domem od świtu do zmroku i czasami w soboty.


6 komentarzy:

  1. Wielkie gratulacje, że wszystko się tak szczęśliwie złożyło. Słysząc te mrożące krew w żyłach historie o poniżaniu białych ludzi w Japonii, do których podchodzę z dystansem, dobrze że Twój głos jest przeciwwagą :-) !
    A pełnoetatowa Pani domu ma masę obowiązków, od których się nie wykręci ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    nie wiem jak w innych firmach, ale u mnie na pożegnanie było ciasto, które ja przyniosłam a koledzy i koleżanki dali mi niewielki drobiazg. Inna koleżanka z firmy, jak odchodziła to zaprosiła nas (tj. cały team) na knajpy na kolację - ale to był wyjątek. Generalnie w zasadzie nie praktykuje się w Polsce takich imprez pożegnalnych jak w Japonii. A szkoda - przynajmniej mi:) chętnie bym poszła na coś takiego.

    Szamanko, dużo szczęścia jako Pani domu :). Trochę Ci zazdroszczę, ale wiem że nie jestem typem, który mógłby siedzieć w domu. Jak w pod koniec ciąży siedziałam na zwolnieniu (nie dawałam rady 8h za biurkiem wysiedzieć z dużym brzuchem :P) to robiłam wszystko poza rzeczami domowymi. Biedny Menżu nawet czasami obiadu nie dostawał bo mi się nie chciało robić. Ale ogólnie nie umiem się zorganizować jak mam za dużo czasu. W moim przypadku powrót do pracy po porodzie był wybawieniem - jestem w stanie wtedy się zorganizować na 110%. Sfiksowałabym siedząc w domu bo ogarnia mnie totalne lenistwo...

    OdpowiedzUsuń
  3. ah, czyli już po wszystkim! (w sensie ślubu) Wszystkiego dobrego na nowej drodze, obyście żyli razem długo i szczęśliwie! :)
    Pożegnanie urządzili Ci fantastyczne, zwłaszcza ten tort :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze zależy to od osoby. Ba... jak wiadomo pole widzenia zależy od położenia:P
    Ja nie wyobrażam sobie spędzania czasu w domu więcej niż to potrzeba. Fakt dom to nasza oaza spokoju miejsce ukojenia...ach tak zawsze nas do niego ciąąągnie. Ale jeśli miałabym tam egzystować na okrągło wyczekiwać na zmęczonego mężusia czuć się jak sługa hmmm? uff... namęczyłabym się niezle.... Fakt na samym poczatku drogi było by pięknie i byłby to najpiękniejszy czas. Ale z tym czasem wszystko się rozwiewa ....A wiadomo brak satysfakcji, poszanowania spełnienia i ciągłe poleganie na innych tworzy obłąkane niedopowiedzenia, sprzeczności i wszystko "odpada jak tynk od ściany". A tak obydwoje mamy luz od siebie, własne życie które zawsze wyczekuje z utęsknieniem przerwania chwili naszego rozstania. :)
    Ale faktycznie znam przypadki :P które spełniają się w roli pani domu i nie śni im się pracować pozostawiając pewne kwestie tylko do dyspozycji "Panu Domu" i żyją sobie szczęśliwie całe życie.
    Bardzo fajnie te pożegnanie i jak widzę bardzo się pod tym względem nasze kraje nie różnią.U nas w pracy zazwyczaj urządzamy jakąś imprezkę ale to nie zależnie czy takowa osoba zostaje na stanowisku pracy czy odchodzi(fakt zgrana ekipa), czasami znajomi u siebie w pracy takich "dokonań" nie czynią.
    Pójdą na ślub z kwiatkiem i po problemie.

    Pozostaje życzyć zdrowia i miłości bo resztę można sobie kupić!!!:)

    OdpowiedzUsuń