21 kwietnia 2015
W styczniu, gdy jeszcze mieszkaliśmy u teściów w Yokohamie, postanowliśmy zrobić sobie półdniowy wypad do Yokohamy. Pogoda niestety nie dopisało, było mgliście (żegnajcie piękny widoki!), a w pewnym momencie zaczęło padać. A jak to zawsze jest w takich momentach, nie mieliśmy ze sobą parasola...

Na szczęście udało nam się zjeść nasze ostatnie sushi przed wylotem. Tuńczyk z awokado był rewelacyjny!

Pojechaliśmy na wyspę Eno (po jap. 江ノ島 - Enoshima). Na wielkiej łyżce była namalowana mapa ze chramami.


Widok z głównego chramu na Enoshimie. Potem zrobiło się mgliście i chmurzaście i widoki się skończły.


Przed wejściem do chramu należy się oczyścić, czyli coś jak przerzegnanie się wodą święconą w kościele.

Tak wygląda Luby jak się złości. W tyle widać muzeum, niestety tego dnia było zamknięte.

Ołtarz poświęcony smokowi.

A potem rozpadał się deszcz i więcej zdjęć nie mam. Byliśmy jeszcze przy dzwonie dla zakochanych gdzie razem w niego biliśmy i w pośpiechu wróciliśmy do samochodu.

Na Enoshimie znajduję się dużo więcej atrakcji. Jest latarnia morska, na którą można się wspiąć, są jaskinie po drugiej stronie wyspy, a także piękne ogrody. Warto się tam wybrać z zapasem czasu i przy lepszej pogodzie.
18 kwietnia 2015
Jak lubicie spędzać wieczory z waszymi drugimi połówkami? Czy macie jakieś rytułały? A może z powodu natłoku zajęć nie macie na nic czasu ani siły?

Mam ten przywilej (lub przeklęństwo), że obecnie nie pracuje zawodowo. Przyczyny tego są dwie: jak wiecie, wyjechaliśmy tymczasowo do Stanów Zjednoczonych i zwyczajnie moja wiza nie pozwala mi na zarabianie pieniędzy na tutejszej ziemi. Drugi powód jest znacznie prostszy: ustaliliśmy z Lubym, że będzie bardziej opłacało się, gdy on będzie pracować, a ja zamować domem. Zarobki Lubego na szczęście pozwalają nam na taką sytuacje. W ten spobsób gdy Luby jest w pracy, ja wykonuje wszystkie przykre domowe obowiązki i dzięki temu wieczory mamy dla siebie.

Właśnie, a co takimi wieczorami można robić? Z Lubym jesteśmy młodym, bo czteromiesięcznym małżeństwem, a do czasu ślubu mieszkaliśmy w innych miastach. Dlatego "wspólne tradycje" dopiero sobie wyrabiamy. 

Luby przywiózł z Japonii Wii U i gramy razem w Mario (World/Carts lub inną odmianę), w grę, która stanowiła element dzieciństwa prawie każdego japończyka. Zdarza nam się też oglądać filmy lub japońskie seriale - obecnie na celowniku jest "Massan", zeszłoroczna asadora (asa - rano, dora - skrót od drama, czyli chodzi o poranny serial), w której po raz pierwszy główną rolę kobiecą zagrała nie-japonka. 



Czasami układamy też puzzle, robimy sobie karaoke, gramy razem na nintendo DS (kolejna super popularna gra w Japonii - Monster Hunter) lub każdy spędza ten czas wedle własnego uznania. 

Czy myślicie, że inaczej spędza się wieczory w Polsce niż w Japonii czy w USA? Dajcie znać jakie są wasze sposoby. 
8 kwietnia 2015
Jak wam mineły święta? Mam nadzieje, że jajecznie. Lubemu podobają się nasze tradycje wielkanocne, ale... nie lubi lanego poniedziałku! Stwierdził, że oblewanie kogoś wodą bez powodu jest upokażające.

Ale miało być o czymś innym! Poprzedni post był o tym co mi się podoba w Stanach, a teraz przyszła kolej na to, czego nie lubie. Zaczynamy!


  1. Telefony. Za każdy razem gdy gdziekolwiek dzwonisz rozmawiasz najpierw z... robotem! Niestety czasami z takim robotem nie idzie się dogadać, bo nie ma on w menu twojej sprawy. Nie martwcie się, po 20 minutach czekania zazwyczaj uda się połączyć z reprezentantem!
  2. Niedbalstwo. Kupiliśmy łóżko, dostarczyli je nam kurierzy. W sklepie nam powiedzieli, że to łóżko nam złożą. Nie złożyli, bo sprzedawca w sklepie się pomylił i błędnie nas poinformował. Łóżko okazało się uszkodzone, trzeba reklamować... Aghhhh... Kupiliśmy w innym sklepie szafkę pod telewizor, nie mieli na składzie, więc nam powiedzieli, że przyślą pocztą. Przysłali, z rozdartym pudełkiem i szafką w nieakceptowalnym stanie. Trzeba było reklamować (20 minut czekania aż się reprezentant zgłosi na linii!) i z tym nie było problemu, bo od razu przysłali nam drugą, której stany był nieco lepszy. Szkoda, że odebranie pierwszej zajęło 3 tygdnie i wymagało trzech telefonów z mojej strony. Niestety pzykładów jest dużo dużo więcej...
  3. Ceeeny! Kto myśli, że Japonia jest droga, niech jedzie do Ameryki. Tutaj jedzenie (nawet nie organiczne i nie w luksusowych supermarketach typu Whole Foods) bywa droższe niż w Japonii. Tak, owoce są znacznie tańsze i warzywa bywają tańsze, ale ryby i mięso to koszmar. A Luby niestety lubi jeść dużo protein.
  4. Służba zdrowia. W Stanach państwowa służba zdrowia nie istnieje. A jak jest tylko prywatna, to powinna być na wysokim poziomie i łatwo dostępna, prawda? Szkoda, że na pierwszy wolny termin do jakiegokolwiek lekarza muszę czekać trzy tygodnie!
  5. Pogoda. Obecnie mieszkam w centralnych Stanach i niestety nie jestem zachwycona klimatem. Zimą zimno jak w Polsce, a latem gorąco jak w Jaąponii. Słaby interes! W lutym potrafiło być jednego dnia minus 15, a następnego plus 10. 
  6. Kierowcy. Nie wszyscy są tak uprzejmi jak w Japonii i nie wszyscy Cię wpuszczą przed siebie, chociaż i tak wydaje mi się, że jest lepiej niż w Polsce.
  7. Księgarnie? Mieszkam tutaj już ponad 2 miesiące i nie znalazłam jeszcze żadnego sklepu z książkami. Sprawka olbrzymiego Amazona czy coś więcej? Na szczęście mamy w pobliżu publiczną bibliotekę.
  8. Ulice. Prawie nikt nie chodzi tutaj po ulicach. Nie będąc poprawną politycznie: biali zapuszkowali się w swoich samochodach i wysiadają z nich jedynie w punktach docelowych (dom, sklep, praca), a na ulicach widać chodzących afro-amerykaninów, czasami. Luby uprzedził mnie, że jak kiedyś będę jechała tutejszym metrem, bym się nie zdziwiła, że w większości jeżdżą nim właśnie afro-amerykanie. 
I zapewne znajdzie się więcej rzeczy do nielubienia. Ale na tą chwile tyle chyba wystarczy!
Dajcie znać co wam się nie podoba w Stanach? Czy jest coś co wolicie w Polsce lub w jakimś innym kraju?