28 stycznia 2013
Zasypalo nas! Sypie prawie non stop juz drugi dzien. W nocy obudzily mnie grzmoty i blyski. Wyjrzalam za okno, a tam prawdziwa burza sniezna! Nie widac bylo nic na odleglosc wieksza niz 1 metr. W takich dniach korzystam z uprzejmosci moich kolegow i kolezanek, ktorzy podwoza mnie do i z pracy. Tak pieknie dzis bylo za oknem!









Dlugo sie tym sniegiem nie pocieszymy, albowiem od jutra zapowiadana jest odwilz! Ale czy to koniec zimy? Oj chyba jeszcze nie....
25 stycznia 2013
W pracy epidemia grypy. Dwie dziewczyny z biura wziely zwolnienie na pare dni (a raczej zwykly urlop, bo cos takiego jak L4 w Japonii nie istenieje). Cala reszta nosi maski na twarzy i probuje sie czyms nie zarazic. Trojka z nas, w tym ja, jest swiezo po przeziebieniu, wiec mamy szanse, ze sie nam jakos upiecze. Wcale nie pomaga fakt, ze sobota w tym tygodniu jest sobota pracujaca.
Poza tym zapowiadaja od dzisiaj opady sniegu przez 5 dni. Wygladajac przez okno ciezko mi w to jednak uwierzyc, albowiem swieci piekne slonce.

Ostatnio nazbieralo sie troche zdjec zrobionych gdzies po drodze, w pracy, domu. Wrzucam wszystkie hurtowo z krotkim komentarzem. :)

Milego dnia wszystkim!

Nowe znaczki w pracy!





Omiyage (prezent z podrozy, w tym wypadku z podrozy sluzbowej na Kyushu) - slodycze zrobione ze slodkich ziemniakow, specjalnosc tamtego regionu! Na opakowaniu maskotka miasta Kumamoto (kuma znaczy po japonsku mis, niedzwiedz).



Totoro, na mojej torbie na obento! :)
Koci rozbojnik (a ka Krowka). Mieszkaniec parkingu rowerwego i winowajce sladow lap na siodelkach. Zlapane na goracym uczynku!

Chodzi zawsze srodkiem i nie straszne mu sa pedzace rowery. W koncu to jego parking. ;) Dodam w sekrecie, ze ma jeszcze dwoch kumpli do spolki, Bezika i Czarnuszke.
14 stycznia 2013
Nic się nie dzieje, a ja siedzę w domu chora już 3 dzień. No, dobra, w sobotę poszłam do pracy (bo akurat była pracująca sobota) i bardzo szybko tego pożałowałam, ale byłam zbyt zmęczona dotarciem do pracy, że nie miałam już siły na powrót, chociaż mnie każdy do tego namawiał. Odpoczęłam trochę, odbębniłam jedna z dwóch zebrań tego dnia i poszłam w chatę, wlazłam do łóżka i tak leże już 3 dzień. Kaszel mnie męczy nieustannie, z nosa leci (albo raczej siedzi, bo wszystko się zdążyło doszczętnie zatkać), ale gorączki nie ma na (nie)szczęście. Jutra już chyba pójdę do roboty, zobaczę rano jak się będę czuła, bo teraz jest dość słabo, ale to może dlatego, że siedzę cały czas i nic nie robię.

By nie przynudzać o moim choróbsku, wyciągnęłam trochę zdjęć z sierpniowego grillowania.
Głównie są to zdjęcia z supermarketu, do którego pojechaliśmy bo wszystko co potrzebne do grillowania, i jedzenia.
W Japonii jak chce się grillować, a nie ma gdzie (tj. nie ma domu z ogródkiem i grillem) to wynajmuje się takie miejsca na grillowisku (wygląda jak pole kampingowe, tylko stoją takie wielkie zadaszone kamienne grille) na godziny.

Kupujemy: tacki, chusteczki, płyn do zmywania (grill trzeba po sobie wyczyścić), folie, składniki do zrobienia yaki-soba.

Panowie (sztuk 3) musieli sobie kupić bardzo dużo piwa.

Muszle świętego Jakuba. Jedna po 128 yenów.

Rybki gotowe do grillowania, już nadziane na patyk.

Pułka z sosami i dipami wszelakiej maści.

Zamiast zwykłej cytryny, cytryna w butelce. Opakowanie przesłodkie!

Mięso z serii krowie wnętrzności. Fuj!

Rozpalamy ogień.

Zacznamy od yaki-soba, czyli smażonego makarony soba. Po lewej stronie pomysł autorski - grillowanie edamame.

Yaki-soba gotowa!!







A pod koniec rozpadało się okropnie i tak lało przed około 40 minut. Nie dało się palca wychylić spod dachu.

7 stycznia 2013
Po długich, jak na japońskie standardy, wakacjach w Polsce, wróciłam cało do Japonii. Ale jak się na lotnisku w Osace okazało, nie tylko ja wróciłam, ale i wraz ze mną wróciło pół Japonii. I wszystko było by fajnie, gdyby nie widok, który ukazał sie moim oczom jak weszłam do hali z odprawą paszportową.
Normalnie do odprawy paszportowej jest porządek i są zorganizowane trzy kolejki: dla Japończyków, dla mieszkających w Japonii obcokrajowców (tzw. re-entry permit), oraz do obcokrajowców przyjeżdżających do Japonii. Tym razem jednak było inaczej. Liczbę okienek podzielono na pół, 8 dla obcokrajowców (wszystkich) i 8 dla Japończyków. Problem w tym, ze Japończycy przechodzili szybko raz-ciach, bez pytań po co przyjechała, bez pobierania odcisków palców i zdjęcia do kartoteki. I dlatego ich bramki stały przez większość czasu puste!
A co się działo po drugiej stronie hali? Dziki, skłębiony jak bydło tłum ponad 300 obcokrajowców w żółwim tempie posuwał się do przodu. Była jakaś jedna długa kolejka i jakaś inna krótka, która nie wiadomo skąd sie wzięła w ogóle. Jacyś ludzie krzyczeli, ze to skandal, inni przełazili przez barierki. Mi, dzięki sprytnemu zabiegowi ustawienia się w takiej krótszej kolejce, udało się wyjść po około 30 minutach stania. Główna kolejka pewnie by zajęła około 2-3 godzin. A wtedy oznaczało by to nocowanie w Osace, bo pociągowi jadącemu na moja wieś mogłabym już tylko pomachać z oddali.