18 marca 2015

寿き退社- Kotobuki taisha. Przygotowania panny młodej

/
5 Komentarzy
To jest post z serii "Kotobuki taisha".  Po więcej informacji zajrzyj do pierwszego posta.

Ci, co byli w Japonii, podczas zwiedzania jednego z shintoistycznych chramów, mogli się natknąć na ceremonię ślubną. Sama, odwiedzając Kanazawe, miałam okazje zauważyć orszak z panną młodą w pięknym białym kimonie i wielką czapą na głowie i zawascynowana patrzyłam i dyskretnie robiłam zdjęcia. Wtedy, przez myśl by mi nie przeszło, że kiedyś będę stała na jej miejscu.



Nasza ceremonia zaczynała się o godzinie 10:30 rano. I dlatego kazano mi się stawić w recepcji punkt siódma... Jak możecie sobie wyobrazić, na miejsce dotarłam zrelaksowana i wyspana. Niestety nie! Jak każda przyszła panna młoda, z nerwów nie mogłam zasnąć, a nieznany mi do tej pory pokój, w którym nocowałam (nocowaliśmy u babci Lubego) wypełniały raz po raz odgłosy nadjeżdżających pociągów. W dodatku nie udało nam się zamówić taksówki na rano, bo z jakiegoś dziwnego powodów (był to wprawdzie dzień wyborów, ale niedziela o 6:45!) wszystkie był już zarezerwowane.

Powód, dla którego musiałam stawić się tak wcześnie był oczywisty, zakładanie kimona trwa! A oprócz kimona trzeba było zrobić jeszcze tradycyjny makijaż i dobrać perukę, obowiązkowo jeśli myśli się  o uroczystości przed głównym ołtarzem.

Najpierw w obroty wzięły mnie panie makijażystki. Na szczęście jako blondynka, nie musiałam tradycyjnie golić karku i twarzy, tak jak muszą to robić czarnowłose japonki. Powód? Pod białym podkładem, którym wybielą skóre bardzo odznaczają się nawet cienkie i z pozoru niewidoczne włoski. A wybielona twarz  i szyja tradycynie musiała być, bo jak mówic japońskie przysłowie, biała skóra ukryje siedem wad (色の白いは七難隠す). Także moje dłonie zostały wybielone, czyli w sumie każdy kawałek skóry, który był widoczny spod kimona. Po skończonym maijażu moje oczy przypominały trochę bardziej japońskie, a usta podkreślała krwistoczerwona szminka. Nawet brwi zostały przyciemnione pod kolor peruki i jedyne co mnie zdradzało to mój niejapoński nos!

Po około godzinie przyszła kolej na kimono. Najpierw specjalna bielizna-halka (koniecznie z wyszytym znakiem na szczęście, 福), potem jedna warstwa, druga z kołnierzem i dopiero na to białe kimono z białym obi. Pomyślałam wtedy, że nie jest tak źle, da się  wytrzymać i w końcu kimono miałam na sobie już kilkakrotnie, w tym raz przez prawie  cały dzień. A potem na to kimono, obi itd nałożono mi wielką puchową i ciężką kurtke - 白無垢 (shiromuku). Ile to wszystko łącznie ważyło - nie mam pojęcia. Shiromuku było piękne, wyszywane w żurawie i obszyte czerowną wstążką. Ale jak pięknę by nie było, wytrzymanie w nim kilka godzin to była katorga. A następnie założono mi na głowę ciężką perukę...



Efekt był lepszy, niż się spodziewałam, chociaż większości japonek na pewno ten strój pasuje bardziej. Gdy stałam, po ziemni rozciągało się shiromuku, jednakże podczas chodzenia było przewiązane w pasie. Dodatkowo obok mnie zawsze był ktoś do pomocy, zwłaszcza do wstawania. I plecy musiały cały czas pozostać całkowicie proste.

Do peruki doszła jeszcze wielka czapa, czyli 綿帽子 (watabōshi), która ukrywa rogi zazdrości, ego i  egoizm panny młodej. Do tego skarpety tabi i zōri, tradycyjne obówie. Za pazuchę wetknięto mi dwa pudełka z przyczepionymi frędzelkami. Jedno miało symbolizować noszą  niegdyś przez kobiety pudernicę, a drugi mały nożyk do obrony własnej. Do tego do ręki dostałam wachlarz.

Tak zrobiona na bóstwo* (czyt. japońską panną młodą) zostałam odstawiona do pokoju zdjęć, gdzie zrobiono nam zdjęcia portretowe, a następnie, z racji, że do ślubu była jeszcze ponad godzina, zaproszona nas na sesje zdjęciową do przychramowego ogrodu.


Luby został oczywiście też ubrany w kimono, wybrał czarne z szarymi spodnami hakama. Muszę przyznać, że prezentował się w nim znacznie lepiej niż ja.

To koniec pierwszej części o ceremonii ślubnej w Chramie. Co się działo dalej, o przygotowaniu gości i jaką ważną rolę musieli spełnić ojcowie pary młodej, będzie w następnym wpisie z tej serii!


5 komentarzy:

  1. Świetne zdjęcia, zawsze fascynowała mnie kultura japońska. Kimono jest cudowne, wydaje się być odpowiednikiem naszej polskiej sukni ślubnej (czyli należącej do obyczajów ślubnych z Polski).

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam tą serię :). Fajnie, że dodałaś swoje zdjęcie bo byłam ciekawa jak wygląda Polka w typowym stroju ślubnym. Martyna Wojciechowska w swoim programie jako Maiko wyglądała koszmarnie a Ty wyglądasz super *^.^*. Mam pytanie: jak polskie towarzystwo zareagowało na taki ślub?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie jak ktoś opisał (z rodziny? ;)) pod spodem. Ślub się bardzo podobał. :)

      Usuń
  3. Polskie towarzystwo czytaj rodzina zareagowało entuzjastycznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Urzekło mnie to ostanie zdjęcie.
    Podziwiam Cię że z tym wszystkim dałaś radę wytrzymać jeśli to było takie ciężkie.

    http://yukiundunicorn.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń