Zaległy post opublikowany w z drobnym poślizgiem.
Tymczasowo mieszkamy z Lubym u jego rodziców w Yokohamie. W celu załatwienia wizy amerykańskiej udaliśmy się do Tokyo, a że zostało nam pół dnia wolnego, Luby wypalił, że nigdy nie był w Akihabarze i chce tam pojechać. Hop siup wsiedliśmy w pociąg jeden i drugi i po 40 minutach jazdy byliśmy na miejscu.
Luby najpierw był zafascynowany wielkim Yodobashi kamera, ale potem przeżył szok kulturowy we własnym kraju.
Tutaj chcę napisać kilka słów wyjaśnienia, że wielu japończyków, w tym Luby, uważa kulturę otaku i japońskich idolek za wstyd Japonii. Nie zrozumcie mnie źle, Luby czyta mangi i zdarza mu się okazjonalnie obejrzeć jakieś anime. Zna wszystkie postacie One Piece i uwielbia Attack on Titan. Ale to co sie dzieje w Akihabara przekracza granice dobrego smaku. Setki, jak nie tysiące sklepów wypełnione figurkami, plakatami, bryloczkami, mangami, limitowanymi edycjami DVD, które kosztują fortuny. I na których zawsze znajdą się chętni. Nie wspominając już o całym sektorze erotycznym, który oczywiście obejmuje stroje postaci z anime (mundurki szkolne/pokojówki/pikachu/wszystko inne).
Przechadzając się po głównej ulicy Akihabary mijaliśmy kolejną już dziewczynkę przebraną za pokojówkę, która zachęcała nas do odwiedzenia Maid Cafe. Gdy mineliśmy jeszcze jedna, udało mi sie namówić Lubego na zrobienie sobie przerwy na herbate w takim miejscu.
Maid Cafe było schowane na 7 piętrze na tyłach budyndku oddalonego od głównej ulicy pięciominutowym spacerem. Tego typu kawiarnie są droższe niż regularne kawiarnie. Za samo wejście pobierana jest już opłata, w naszym wypadku 500 jenów za obcokrajowca i 1000 jenów za japończyka. Za to ceny w środku były normalne - 500 jenów za ciepły lub zimny napój bezalkoholowy. Do tego w ofercie było kilka dań, jak na przykład オムライス (omuraisu - omlette rice), czyli ryż z ketchupem i prawdopodobnie kawałkami kurczaka przykryty pieżynka z jajka. W wersji super uroczej, oczywiście.
Za każdą zamówioną rzecz dostawało się punkty-serduszka. Za odpowiednią pule serduszek można było zrobić sobie zdjęcie z pokojówką-kelnerką (robienie zdjęć własnym aparatem w całej kawiarni było zabronione), a gdy serduszek ze wszyskich zamówień uzbierało się wystarczająco dużo, pokojówki dawały występ.... Występ niestety polegał na bardzo marnym układzie tanecznym, nie do rytmu i nie do końca opanowanym, do skocznej i piskliwej piosenki.
Po podaniu nam napoi, pokojówka rzuciła nam serduszkowe zaklęcie, by nam smakowało. I oczywiście, zwracała się do nas "jaśnie pani" i "jaśnie panie".
Po tej krótkiej (i dość drogiej) wizycie Luby był w takim szoku psychicznym, że musieliśmy iść do karaoke by zbalansować piskliwą kawaii popkulturę czymś co bardziej pasuje w nasze gusta. Dla mnie, kulturoznawcy, takie doświadczenie było niesamowite. Totalny nokaut wszystkich zmysłów. Jednak nie rozumiem co, poza ciekawością, może przyciągać gości do takiego lokalu. Pracujące tam dziewczynki z pewnością miały powyżej szesnastu lat, ale wygladały na dwanaście lub trzynaście, a zachowywały się na siedem. Och, Japonio, jaką pokrętą drogę przebyłaś od pięknych i powabnych gejsz do przesłodzonych pokojówek...
Czy chcielibyście doświadczyć takiego Maid Cafe, mimo dodatkowej opłaty? Cy uważacie, że ta cześć japońskiej kultury to powód do wstydu?