Bylam wczoraj w sprawach sluzbowych w Tokyo. Jak na zlosc pogoda nie dopisala, bylo tylko 9C, czyli tyle co zima, pochmurnie i padalo. Pierwszy raz mialam okazje wysciac na dworcu w Tokyo i wyjsc z budynku, a nie traktowac stacji jak punktu przesiadkowego. Dworzec w Tokyo to jeden z najwiekszych i najbardziej skomplikowanych dworcow w Japonii (chociaz dworzec w Osace niczym mu nie ujmuje moim zdaniem). Podziemia maja kilka kondygnacji, a sklepiki i dzikie tlumy ludzi sa wszedzie, bez znaczenia w ktora strone sie obrocimy lub gdzie pojdziemy.
Do niedawna ten dworzec byl jeszcze w remoncie. Jak dla mnie wygladal na calkowicie odnowiony i pieknie wykonczony, ale nie dam sobie reki uciac, bo bylam w biegu i ciezko mi bylo sie dokladnie przyjzec.
Tak wyglada odnowiony sufit w wyjsciu centralno-polnocnym.
A tak cala reszta w srodku. Za bramkami po lewej stronie niekonczone sie tunele sklepow i restuaracji. Jak podziemne miasto.
Wyjscie centralno-polnocne z zewnatrz
Widok z 8 pietra sasiedniego budynku.
Takie sezonowe specjaly (sekacz o smaku sakury) sprzedaja na dworcu w Tokyo. Jeden rzadek jak na zdjeciu kosztuje 735 jenow. A ja, jako osoba ze slaboscio do wszystkiego co ma napisane "sezonowe", kupilam to bardzo drogie ciasto... Oby chociaz smak by adekwatny do ceny.
Obecnie chyba najbardziej popularna (z powodu wszedobylskiej kampani reklamowej) pamiatka z Tokyo.
Tak wygladaja w srodku. Te byly o smaku karmelowym. Na wierzchu ciasto biszkoptowe, potem cienka warstwa karmelu i mus bananowy w srodku.
Ostatnio Dwakoty pisalam o pamiotkowych kitkatach z Narity. Ja tez cos upolowalam - kit katy o smaku cukru z trzciny cukrowej (troche podobne do brazowego cukru).