Post zaczelam pisac duzo wczesniej, ale z powodu przygtowan do slubu i przeprowadzki ukazuje sie on z opoznieniem!!
Ponieważ od tygodnia nie chodzę już do pracy, mam możliwość robienia mnóstwa wspaniałych rzeczy poza weekendem, czyli poza tymi magicznymi dwoma dniami, podczas których wszędzie pojawiają się dzikie tłumy. I faktycznie, poniedziałkowa wizyta w outlecie była cudowna. W weekend jest tam okropnie a w środku tygodnia? Kilka studentek, niepracujących kobiet i starszych ludzi. Żadnego ścisku i uścisku. I tak miało też być w Universal Studio Japan w czwartek. Zwłaszcza, że prognoza pogody przewidywała deszcz od rana i zaledwie 8 stopnii ciepła. Jakże się myliłam!
USJ otwierają 9:30 w tygodniu (atrakcje startują o 10), ale na wszelki wypadek przyjechałyśmy jeszcze wcześniej, o 9:15. Juz wtedy było całkiem sporo ludzi w kolejce po bilety i do bramek! Powód, dla którego chciałyśmy być przed otwarciem był jeden - The Wizarding World of Harry Potter, czyli najnowsza atrakcja otwarta pół roku temu, która odwzorowuje Hogward i miasteczko w jego pobliżu. A ponieważ chętnych jest bardzo, bardzo dużo, wprowadzono restrykcje co do ilości osób. I tak by wejść na teren atrakcji HP trzeba uzyskać specjalny bilet wstępu, na szczęście darmowy, ale za to określający godzinę wejścia, np. miedzy 12:00 a 13:00. Po wejściu na teren atrakcji można korzystać z niej jak długo się chce, ale po wyjściu nie mozna już wrócić.
Bramki się otwarły i tłum ruszył biegiem (głównie licealiści na wycieczce szkolnej) w stronę potterowej atrakcji. My się popukałyśmy w czoło i spacerkiem poszłyśmy po bilety wejściowe. Wybrałyśmy sobie wejście od 12 do 13 i zaczęłyśmy szukać jakiś innych atrakcji w międzyczasie. Wybór padł na obleganego zawsze spideramana, bo czas oczekiwania to jedynie 5 min! W weekend potrafi być nawet 2-3 godziny....
Spidermanem przejechałyśmy się dwa razy i poszłysmy szukać innej atrakcji. Drugi wybór to było Space cośtam, czyli mały roller coaster, który jeździ wewnątrz budynku, a wystrój imituje przestrzeń kosmiczna. Podobało nam się i czas oczekiwania był krótki, więc znowu przejechałyśmy się dwa razy.
Akurat zostało nam trochę czasu, więc znowu wybrałyśmy atrakcję z krótką kolejką. Back to the Future wydawało sie perfekcyjne. Czas oczekiwania zaledwie 10 min. Chyba wszyscy poszli do Harry Potterlandu! Akurat zblizala sie godzina 12, wiec zacierając ręce i czując smak butterbeer w ustach udałyśmy się w stronę wyczekiwanej atrakcji. A tam.... kolejka już do wejścia! Patrzymy na czas oczekiwania na główną atrakcje: 3 godziny!
Szczęki nam gruchnęły o podłogę i juz wiedziałyśmy, dlaczego wszyscy biegli w tą stronę rano... Ale nie poddając się weszłyśmy do kompleksu. Lało, było zimno i wszędzie od groma ludzi... Do wyboru były 3 atrakcje oraz zwiedzanie sklepow i miasteczka. Dwie atrakcje były w zamku: zwiedzanie zamku i Harry Potter and the Forbiden Journey, czyli siadamy na zaczarowane krzesło i latamy za Harrym. Poza zamkiem byl mini roller coaster z wagonami w kształcie gryfów.
Czas oczekiwania na Forbidden Journey: 210 minut. Czyli zdecydowałyśmy zacząć od zwiedzania zamku (10 minut czekania). Po drodze chciałyśmy chwycić ciepłe butterbeer, ale kolejki do każdego punktu sprzedaży nas mocno zniechęciły.
Zamek był ciekawy i ładnie zrobiony, ale moim zdaniem mogli by się postarać o bardziej autentyczne odwzorowanie. Same pokoje były dokładnie odwzorowane, ale korytarze i przejścia już nie. Raczej przypominało to muzeum, w którym w sali A jest biuro Dumbledore, w sali B jest hall, w sali C jest pokój Gryffindoru, w sali D korytarz z wejściem do pokoju Gryffindoru itd. Ale rozumiem, że trudno było to pogodzić przestrzennie z drugą atrakcją w środku.
Obejście zamku zajęło nam około 10 minut i co dalej? Kolejka do Forbidden Journey magicznie urosła do 240 minut, a deszcz dalej padał. Do jedynej restuaracji na terenie potterlandu też trzeba było by długo czekac. Zaopatrzone w dużo czekolady i parasolki zdecydowałyśmy się ustawić w kolejkę do atrakcji, nawet jeśli mamy czekać 4 godziny w deszczu! Na szczeście okazało się, że czekałyśmy tylko 2 godziny i to w większości pod dachem. A czas umilała nam występ uliczny.
Atrakcja okazała się super i od razu zdecydowałyśmy, że chcemy się przejechać jeszcze raz! Kolejka niestety nie malała i nawet kupienie czegoś w sklepie z pamiątkami graniczyło z cudem, więc postanowiłyśmy udać się na obiad. Czas oczekiwania do wejścia do restauracji to jedyne 30 min.
Resutaracja nazwała się The Three Broomsticks i wystrojem oraz menu przypominała tą z książek. Do wyboru było głównie mięso i kolby kukurydzy, i oczywiście sławne butterbeer na zimno lub ciepło. Zadowolone usiadłyśmy do stolika, nareszcie sucho i ciepło, i podekscytowane próbujemy sławnego napoju. Okazało sie, ze był..... ohydny! Teraz już wiem dlaczego mnóstwo ludzi chodziło po USJ z pełnymi kubkami. I dlaczego niektórzy wylewali go do umywalek lub spuszczali w toaletach. Butterbeer w cenie skormnych 600 jenów smakował jak lekarstwo ziołowe pomieszane z rozpuszczonymi karmelkowymi cukierkami. Był bardzo, bardzo słodki i nie udało mi się pokonać więcej niż 1/3 kubka, mimo, że popijałam co trochę wodą.
Po obiadzie miałyśmy jeszcze trochę czasu, więc pokręciłyśmy się po sklepach. W między czasie przestało padać i zaczął zapadać zmrok. Kolejka do Forbidden Journey bardzo sie zmniejszyła, więc postanowiłyśmy jeszcze raz się przejechać.
(Hogwart nocą)
(Hogsmead nocą)
Po tej atrakcji do obejrzenia zostało nam jeszcze jedno miejsce - Honeydukes, czyli sklep ze słodkościami rzetelnie odwzorowany na tym książkowym. Czas oczekiwania na wejście był 30 minut. W Honeydukes można kupić rożnego rodzaju słodkości, zaczynając na czekoladowych żabach (zawierają karty czarodziejów) i fasolkach wszystkich smaków (naprawdę wszystkich!) i kończąc na innych pysznościach, które pojawiły się w książce.
Po udanych zakupach na koniec została nam do obejrzenia jeszcze wielgaśna choinka podświetlona milionem lampek zmieniających kolor (i wtedy padł mi aparat...). Wyglądała przepięknie, ale byłyśmy już tak zmarznięte i zmęczone, że nie chciało nam się nawet czekać na paradę.
nie ważna cena i czas - chce do hogwardu D:
OdpowiedzUsuńzwijam się z zazdrości! Kocham Harrego Pottera i wszystko co z nim związane, także czekałabym choćbym miała sobie namiot rozbić w tej kolejce i czekać do rana, hehe! Ciekawe czy receptura butterbear jest taka sama w różnych krajach - moja koleżanka była w takim parku w USA i mówiła, że było przepyszne. Cóż, najwyższy czas się ogarnąć i w końcu wybrać na wycieczkę do Londynu ;)
OdpowiedzUsuńJak tam przygotowania ślubne, wszystko ok? :)
Wszystko w porzadku. Niedlugo bedzie dalszy ciag slubnych postow! :)
UsuńWydaje mi sie, ze receptura jest taka sama, ale napoj jak na Japonie to zdecydowanie za slodki.
Czyżbyś tradycyjnie odeszła z pracy w związku z zamążpójściem? Mam w planach odwiedzenie tej miejscówki, więc dzięki za relację i cenne wskazówki.
OdpowiedzUsuńHaha, moza powiedziec, ze tradycjnie, ale zmusily mnie przed wszystkim lokalizacje (tzn. maz mieszkal 2 godziny drogi od mojej pracy)
Usuń