Po długich, jak na japońskie standardy, wakacjach w Polsce, wróciłam cało do Japonii. Ale jak się na lotnisku w Osace okazało, nie tylko ja wróciłam, ale i wraz ze mną wróciło pół Japonii. I wszystko było by fajnie, gdyby nie widok, który ukazał sie moim oczom jak weszłam do hali z odprawą paszportową.
Normalnie do odprawy paszportowej jest porządek i są zorganizowane trzy kolejki: dla Japończyków, dla mieszkających w Japonii obcokrajowców (tzw. re-entry permit), oraz do obcokrajowców przyjeżdżających do Japonii. Tym razem jednak było inaczej. Liczbę okienek podzielono na pół, 8 dla obcokrajowców (wszystkich) i 8 dla Japończyków. Problem w tym, ze Japończycy przechodzili szybko raz-ciach, bez pytań po co przyjechała, bez pobierania odcisków palców i zdjęcia do kartoteki. I dlatego ich bramki stały przez większość czasu puste!
A co się działo po drugiej stronie hali? Dziki, skłębiony jak bydło tłum ponad 300 obcokrajowców w żółwim tempie posuwał się do przodu. Była jakaś jedna długa kolejka i jakaś inna krótka, która nie wiadomo skąd sie wzięła w ogóle. Jacyś ludzie krzyczeli, ze to skandal, inni przełazili przez barierki. Mi, dzięki sprytnemu zabiegowi ustawienia się w takiej krótszej kolejce, udało się wyjść po około 30 minutach stania. Główna kolejka pewnie by zajęła około 2-3 godzin. A wtedy oznaczało by to nocowanie w Osace, bo pociągowi jadącemu na moja wieś mogłabym już tylko pomachać z oddali.
Wyskocz sobie na wycieczkę do Rosji, to z łezką w oku będziesz jeszcze swoja Osakę wspominać :))) tam to dopiero się wszystko kłębi, a pracownicy są wyjątkowo sumienni i wcale się nie spiesza....
OdpowiedzUsuń