To jest notka, którą zaczęłam pisać wieeeeeeki temu (w ekhm.... kwietniu...) i wreszcie (!!) dokończyłam.. Tak, wyprawa w Gifu!
W Prima Aprillis wybrałyśmy się w 3 laski do stolicy prefektury Gifu (czyli miasta Gifu ;)) na wycieczkę. Daleko nie było - około 1,5 godziny jazdy samochodem. Gifu słynie z zamku, który stoi na wielkiej górze, na którą wjeżdża się kolejką. Same miasto jest może dość duże, ale nie jest to metropolia - przypomina takie Hikone, tylko że kilkakrotnie większe. U podnóży góry jest piękny park, w którym spotkałyśmy, hmmmm, "postacie historyczne".
Podróż kolejką nie trwała długo - może 4 minuty. Oczywiście za wszystko trzeba było zapłacić: kolejka, wejście na zamek, itd.
Sam zamek jest położony przepięknie. Trzeba do niego kawałek dojść przepiękną drogą między drzewami.
Z zewnątrz budowla prezentuje się bardzo dobrze. Niestety wnętrze mocno rozczarowuje. Kilka zbrój i mieczy na krzyż.
Widok na Gifu po raz pierwszy.
Widok na Gifu po raz drugi.
Te suche badyle to jeszcze nie kwitnące wiśnie. ;)
Jedną z atrakcji obok zamku jest Risu mura, czyli wioska wiewiór.
Za drobną opłatę dostaje się rękawice, na nią trochę pokarmu i można wejść i nakarmić jakąś wiewiórkę. Ta była tak spasła, że nie raczyła się ruszyć nawet na milimetr. ;)
Ponoć to jedyna taka wioska w całej Japonii. A w Polsce się idzie po prostu do parku. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz