Jutro mnie tydzień od mojego przylotu do Japonii.
Pora na trochę publicznych refleksji.
Nagahama jest mała, ale śliczna. Są góry i wielkie i jezioro, Biwa. Ludzie są tu wyluzowani i super pomocni. Czuję się niebo lepiej niż w Tokio!
Moje mieszkanko jest malutkie, ale bardzo ładne. Mam pokój z aneksem kuchennym w przejściu, ubikacją i łazienką. W łazience mam coś w stylu klimy - mogę w niej włączyć suszenie, szybkie suszenie, ogrzewanie i inne.
Po przyjedzie musiałam kupić bardzo dużo rzeczy, włączenie z garnkami, sztućcami itd. Na szczęście większość mogłam kupić w sklepie 100 jenowym.
W pracy noszę mundurek OL (office lady). Granatowa marynarka i spódnica i do tego biała koszula oraz.... adidasy. Adidasy zamieniłam na kapcie. Wszyscy łącznie z szefem noszą mundurki. Mężczyźni, bez znaczenia czy pracują przy maszynach czy przy komputerze, noszą szare spodnie i kurtkę.
Wszędzie jeżdżę rowerem. Do pracy mam około 15-20 min jazdy. Na dworzec 5. Do piekarni francuskiej (dzisiaj wreszcie dotarłam) 2 min.
Byłam na moim pierwszym nomikai'u. Szef się spił i powtarzał każdemu, że jest piękny i go kocha. Potem wracaliśmy w 6 jednym samochodem łamiąc bardzo wiele przepisów bezpieczeństwa.
Podawałam także moja pierwszą herbatę gościom. :D
Do pracy chodzę na 8.20. Przebieram się w mundurek i razem ze wszystkimi sprzątam fabrykę (z szefami włącznie). Wychodzę jako jedna z pierwszych o 17.30. W środku dnia mam 45 min przerwy na lunch (dostaję za darmo).
Drugiego dnia spóźniłam się do pracy... bo zgubiłam drogę. W dodatku muszę pracować w co drugą sobotę.
Jak na razie nie byłam nigdzie dalej niż w największym sklepie w Nagahamie. W weekend mam nadzieję wybrać się do miasta obok, Hikone.