A chyba raczej wypadki. Bo odkad przyjechalam do Japonii to ciagle mam jakies dwukolowe problemy.
Wszystko zaczelo sie w zeszlym roku, podczas praktyk - ukradziono mi (tudziez wywieziono na wysypisko rowerow) rower. Byl beznadziejny i go nie za bardzo lubilam, wiec i po nim nie plakalam, zwlaszcza, ze zaraz na pocieszenie moj praktykodawca kupil mi nowy. Pech oczywiscie sie jednak zadomowil i w tym rowerze i w tydzien po jego zakupie, jadac sobie po ciemnioku (bo w maly miejscowosciach czegos takiego jak laternia to nie ma) i w tym ze ciemnioku wyprzedzajac jakiegos smalazarnie wleczacego sie kolesia, z bardzo duza predkoscia wjechalam na dwa schodki. Rezultat byl taki, ze w przednim kole mialam 6 dziur, a w tylnim 2. Oczywiscie ubezpieczenia przy zakupie roweru nie wykupilam, bo po co, przeciez nie zlapie gumy (dla wyjasnienia, w Championsach, jedynym wartym wspomnienia lokalnym sklepie z rowerami, mozna kupic sobie ubezpiecznie na okres lat 3 za jedyne 1000 jenow i wtedy w razie dziury, latanie dentki jest za darmo, a nie za 500 jenow). Po tym incydencie mogloby sie wydawac, ze a) limit pecha rowerowego zostal wyczerpany; b) nieszczescia chodza parami, czyli ze bede miala spokoj na jakis czas.
Mialam spokoj az do mojego przyjazdu w styczniu (no dobra, zdazylam sie wytrabanic na zwir w Polsce), gdzie kupilam nowy rower, ktory byl mi niezbedny do poruszania sie po miejscowosci, w ktorej obecnie mieszkam, i oczywiscie wraz z nim kupilam takze nowego, rowerowego pecha. Oto co sie zdazylo wydarzyc przez te 10 miesiecy (mam dwa rowery, pomaranczowy w miescie, w ktorym pracuje i fioletowy w miescie, w ktorym mieszkam, dla lepszego zrozumienia sytuacji, wymieniam, ktory rower byl w co zamieszany):
1. Zderzylam sie czolowo z jakimis gimnazjalista w strugach deszczu. Pieknie wygiety w zla strone parasol poszedl na przemial. (fioletowy)
2. W Walentynki ktos zabawil sie z przednia opona mojego roweru w wbij pinezke. Mialam w przednim kole ponad 30 dziur (stalo sie to na platnym parkingu, wiec dziadkowie parkingowi probowali mi wmowic, ze sama na cos wjechalam....). Majac juz za soba wczesniejsze doswiadczniea, wykupilam wczesniej ubezpiecznie rowerowe, ktore niestety okazalo sie nie dzialac przy wymianie dentki. (fioletowy)
3. Zderzylam sie czolowo ze slupem/schodkiem/parkanem (niepotrzebne skreslic). (fioletowy)
4. Wybuchla mi tylnia opona. Sama z siebie, podczas jazdy. Tym razem na szczescie naprawili za darmo. (fioletowy)
5. Rower przewrocil sie i z koszyka moja torba wpadla prosto do zalanego woda pola ryzowego. Rezultat: wszystko suszylam przez 2 dni (lacznie z pieniedzmi) a smierdzialo blotem przez jeszcze nastepne 2 tygodnie. Ipod sie zalal i bateria siadla. (pomaranczowy)
Na zdjeciu winowajca, czyli pole ryzowe, do ktorego wpadla mi torba zaraz po zrobieniu tego zdjecia.
6. Zderzylam sie przy wjezdzie na parking rowerowy z jakas inna laska na rowerze. Rezultat: Troche przekoszona rama od roweru. Koszyk lekko wgiety. (fioletowy)
7. W piatek podczas powrotu z pracy poslizgnelam sie (bo padalo) i przerwocilam zaraz za czekajacym do skretu samochodem. Rezultat: mnostwo siniakow na nogach, parasol na przemial i koszyk od roweru w ksztalcie litery S. (pomaranczowy)
I teraz przyznajcie sami, to jest cos wiecej niz zwykly pech!
ojej to chyba rzeczywiście pech! ja miałam w Japonii jedno czołowe zderzenie na rowerze z innym licealistą, ale na szczęście ani mnie ani rowerowi nic się nie stało (chłopak też w porządku, ale trochę przeraził się gaijinką ;) )
OdpowiedzUsuń